Trend optymalizacyjny widoczny był już od dłuższego czasu. Ale dopiero pandemia pokazała i uświadomiła zarządzającym, że faktycznie nie potrzebują rozbudownych zespołów. A zatrudnienie on demand okazuje się być dobrym remedium, szczególnie wtedy, gdy zespół nie jest w stanie wykonać na czas spiętrzających się zadań, w momentach natężenia popytu – mówi w wywiadzie Krzysztof Trębski, wiceprezes Tikrow, aplikacji łączącej firmy poszukające „rąk do pracy” i osoby gotowe realizować zlecone zadania w systemie „na godziny”.
Czy okres pandemii to dobry, czy zły czas dla takich biznesów jak wasz, czyli w jakimś sensie zajmujących się pośrednictwem na rynku pracy?
Niewątpliwie nasza specyfika polega na tym, że z defnicji nastwiamy się na aranżowanie krótkich okresów świadczenia pracy, dosłownie „na godziny”, ale bynajmniej nie wyklucza to długotrwałej współpracy z poszczególnymi pracodawcami. I taką też grupę stałych klientów oczywiście mamy.
Faktycznie mamy za sobą bardzo trudne miesiące. Z punktu widzenia pracodawcy byliśmy dla niego takim kosztem, który ciął od razu. A to dlatego, że nie ma wobec nas żadnych zobowiązań. Może zatem - po prostu - z dnia na dzień przestać zamawiać pracowników. Przestaje zlecać – nie ponosi żadnych kosztów. Proste. W pierwszej fali pandemii zostaliśmy z niewielką liczbą zleceń, ale już w kolejnych miesiącach szybko odbudowywaliśmy portfel zamówień.
Zresztą podobie działo się w całej branży. Z danych Polskiego Forum HR wynika, że w III kwartale tego roku firmy członkowskie zwiększyły obroty o 13 proc. w zakresie rekrutacji pracowników tymczasowych w porównaniu z poprzednim kwartałem, a liczba pełnych etatów - rozumianych jako liczba przepracowanych godzin w przeliczeniu na pełne etaty - wzrosła aż o 33 proc.
To co dzieje się teraz na rynku jest oczywiście dla wielu branż traumatyczne. Ale w jakimś aspekcie akurat dla nas ma ostatecznie swoje dobre strony. Mam tu na myśli działania zmierzające do uelastycznienia form pracy oraz zabezpieczenia ciągłości procesów produkcyjnych, czy świadczenia usług. Pandemia jest paradoksalnie dobrym momentem na to, żeby takie narzędzia jak nasze testować.
Czy ożywienie, o którym Pan mówi przetrwa drugą falę pandemii? A może nie ma to większego znaczenia, bo mamy do czynienia z nieuchronnymi i od dawna już widocznymi zmianami na rynku pracy?
Po pierwszym okresie paniki spowodowanej pandemią, w II kwartale firmy oswoiły się z sytuacją i zaczęły przystosowywać się do nowej rzeczywistości. Zaczęły m.in. wracać do korzystania z usług pracowników tymczasowych. Druga fala z pewnością nie jest odbierana z taką nerwowością jak pierwsza. Ale jak ostatecznie sobie poradzimy jest zagadką, na którą wpływają m.in. bieżące wydarzenia polityczne.
À propos trendów. Zakładając Tikrow kilka lat temu, wiedzieliśmy, ze problemem nie były koszty pracy, ale brak rąk do pracy. Chcieliśmy aktywizować potencjał społeczny, który był - przy ówczesnych rozwiązaniach - niedostępny i dać przedsiębiorcom możliwość zatrudniania, bez konieczności oferowania stałego etatu.
Przed pandemią tłumaczyliśmy przedsiębiorcom: nie potrzebujecie pracownika na stałe, weźcie go na niezbędną liczbę godzin i efektywnie wykorzystajcie. A teraz dodajemy: i zapewnijcie sobie bezpieczeństwo procesów. W dzisiejszych czasach, kiedy kwarantanna stała się normą, my możemy zagwarantować ciągłość pracy w wielu obszarach nie wymagających wysokich kwalifikacji.
Trend optymalizacyjny widoczny był już od dłuższego czasu. Ale dopiero pandemia pokazała i uświadomiła zarządzającym, że faktycznie nie potrzebują rozbudownych zespołów. A zatrudnienie on demand okazuje się być dobrym remedium, szczególnie wtedy, gdy zespół nie jest w stanie wykonać na czas spiętrzających się zadań, w momentach natężenia popytu. Pracodawcy nie są skłonni i nie muszą już zwiększać zatrudnienia w celu nadrabiania zaległości – dostają odpowiednich ludzi od nas, czyli zatrudniają punktowo, wtedy kiedy jest taka potrzeba.
Wszystko krąży zatem wokół optymalizacji. Nie ma sensu ponosić kosztów rekrutacji, ogłoszeń o pracę, itd. - a nie są to pomijalne budżety - jeśli potrzebujesz kogoś, kto posprząta biuro czy wejdzie na magazyn raz w tygodniu. Takie zadania nie wymagają specjalnych kwalifikacji, dlaczego więc poświęcać czas i ponosić dodatkowe koszty?
Ale dlaczego proponowane przez was podejście do pracy w formule „na godziny” ma szansę spotkać się z zainteresowaniem akurat teraz, w tym niewątpliwie trudnym czasie i dla gospodarki, i dla przedsiębiorców?
Po pierwsze dlatego, że praktycznie nie wiąże się z ryzykiem finansowym. Po drugie jest szybkie, czyli nie wymaga długiego czasu na wdrożenie.
Żeby nas sprawdzić wystarczy równowartość finansowa np. dwóch 8-godzinnych zmian, które kosztują 450 zł netto. Przedsiębiorca może zamówić pracownika na dwie zmiany i tym samym uzyskać proof of concept. Zainteresowanym przedsiębiorcom konkretną ofertę odsyłamy maksymalnie w czasie 48 godzin. Jeśli dochodzi do porozumienia, podpisujemy prostą, 3-stronicową umowę. Robimy to zdalnie. Na tym etapie pracodawca nie ponosi żadnych kosztów, podpisanie umowy do niczego nie zobowiązuje, nie ma takiej potrzeby – nie zleca, nic się nie dzieje.
Zakładamy jednak, że ostatecznie po to zdecydowaliśmy się na współpracę, aby ją skonsumować. Wówczas zamówienie pracownika to raptem cztery kliknięcia w aplikacji. Kolejnym krokiem jest ocena pracy wynajętej osoby – w tym przypadku są to tylko dwa kliknięcia. Proces kończy wystawienie przez nas faktury. Nie ma zatem jakoś obiegu tuzina dokumentów, nie ma gwiazdek ani małych czcionek, nie ma frustracji.
Czy pracodawca może być pewien, że wy napewno dostarczycie mu potrzebnego pracownika?
My żyjemy tylko i wyłącznie z tego, że dostarczamy adekwatnego pracownika. Nie pobieramy opłaty abonamentowej. Nie pobieramy opłaty za umieszczenie ogłoszenia o pracę w aplikacji. Dlatego szybkie dostraczenie pracownika jest naszą największą motywacją, bo dopiero kiedy on dobrze wykona swoja pracę, my możemy wystawić fakturę.
A jeśli pracodawca chce, żeby praca danego pracownika była powtarzalna, żeby przyszedł do pracy przez kilka dni pod rząd, to jesteście w stanie to zagwarantować?
Tak, możemy zorganizować to w ten sposób, żeby do pracy przychodziła jedna i ta sama osoba przez dłuższy czas. Przy czym w istocie dzieje się tak, że gdy przygotowujemy konkretną grupę osób dla określonego pracodawcy, to właśnie one w późniejszych zleceniach siłą rzeczy ponownie do niego wracają. Zbadaliśmy ten współczynnik „powtarzalności” osób i wyniósł on powyżej 90 proc.
W jakich branżach wasza platforma sprawdza się najlepiej i z czego to wynika? Albo czy z definicji wasza oferta jest przeznaczona dla pewnych wybranych segmentów rynku?
Na pewno sprawdzamy się w handlu oraz produkcji i branży logistycznej. Ale sądzę, że jesteśmy odpowiednim rozwiązaniem dla każdego, kto w pewnych okolicznościach zmuszony jest powiększyć zespół, żeby „rozładować korki”. Niemniej jednak wszystko zależy od osób zarządzających. Czy są zainteresowane optymalizacją kosztową poprzez odciążenie wyspecjalizowanego pracownika etatowego o czynności, które może wykonać pracownik tymczasowy. Za naszym pośrednictwem niewątpliwie stać pracodawcę, by takiego pracownika wynająć do tychże prostych czynności. Przeszkodą są raczej nawyki związane ze starym modelem pracy, konieczność odejścia od starego pojęcia pracodawcy i pracownika.
Kiedyś wszyscy chcieli mieć pracownika „na zawsze”, na wyłączność. My zaś pytamy, czy ważniejsze jest żeby zawsze mieć tego samego człowieka i ponosić duży, stały koszt zatrudnienia na etacie czy też mieć pracownika nie na wyłączność i nie codziennie tego samgo, ale za każdym razem zmotywowanego, aby dobrze wykonać swoją robotę. Przypomnę, że jakość jego pracy jest podstawą oceny, którą pracodwaca wystawia mu w naszej aplikacji, na podstawie której my wypłacamy mu wynagrodzenie.
Można przyjąć, że proponowane przez was rozwiązanie ma wiele pozytywnych stron dla pracodawców, ale czy to jest równie atrakcyjne dla przyjmujących wasze zlecenia pracowników?
Oczywiście, jak najbardziej. Po pierwsze jesteśmy alternatywą dla tych osób, które chcą po prostu dorobić i mają inne źródła przychodów. Po drugie odpowiadamy na potrzeby młodego pokolenia, które z jednej strony jest niecierpliwe, a z drugiej niezwykle mobilne. Ludzie młodzi – mam na myśli głównie studentów – to w tej chwili ponad 60 proc. „naszych pracowników”. Dla tej grupy liczy się działanie „tu i teraz”, czyli m.in. zdobycie pracy ad hoc „na godziny” (bo akurat mam wolny dzień) i szybka wypłata. I my w te oczekiwania bardzo dobrze się wpisujemy. Wynagrodznie wypłacamy dosłownie w 15 minut od momentu wystawienia w aplikacji opinii przez pracodawcę. Teraz pracujemy dodatkowo nad programem grywalizacji i benefitów dla osób, które uzyskują najwyższe oceny.
W jaki sposób dbacie o bezpieczeństwo waszch pracowników? Kto odpowiada za przeszkolenie ludzi, których wysyła do pracy wasza aplikacja?
Mamy procedurę, z którą każdy z naszych partnerów musi się zapoznać i stosować. A ponadto nie zapominajmy, że pracownicy są zobowiązani poddać się standardom higienicznym pracodawcy. Dodatkowo zmienialiśmy zakresy obowiązków i opisy stanowisk u niektórych spośród naszych klientów, w niektórych przypadkach dodaliśmy zapis o obowiązkowej własnej maseczce ochronnej, etc. Do tej pory nie mieliśmy przypadku zarażenia Covid-19. I niech tak zostanie.
Więcej informacji o platformie TIKROW znajduje się na www.tikrow.com