Współczesne niewolnictwo- zmora XXI wieku

HR, Czytelnia

Według badań Walk Free Foundation dotyczących roku 2016 ponad 46 milionów ludzi na świecie jest niewolnikami. Definicja niewolnictwa mówi, że jest to zjawisko społeczne (a zarazem stan faktyczny lub prawny), w którym jednostka społeczna- człowiek, jest przedmiotem własności innego człowieka. Przy czym określenie „przedmiotem własności” można interpretować zarówno jako formę prawną, jak i zaawansowany stosunek zależności.

Stan ten, jak wynika z samej nazwy, jest przeciwieństwem wolności, która z kolei oznacza brak przymusu, a tym samym daje możliwość dokonywania własnych wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji, z teoretycznym, rzecz jasna, wyłączeniem tych, których zakazuje system społeczno-prawny, zwyczaj lub które w efekcie mogą być źródłem ewentualnych sankcji. Niewolnictwo od innych form zależności, także nieraz w stopniu znacznie ograniczającym wspomniane prawo wyboru, odróżnia prawny sposób pojmowania statusu niewolnika. Niewolnik był (i faktycznie jest, choć nieprawnie nadal bywa) przedmiotem własności, rzeczą. Stan ten nierzadko był w dodatku „dziedziczony”– z reguły dzieci niewolnika też były niewolnikami. W innych formach zależności, jak np. służba– dobrowolna lub przymusowa- mamy wciąż do czynienia z podmiotem, nie zaś przedmiotem. Niewolnictwo postrzegane było od początków cywilizacji jako naturalny stan rzeczy, do czasu rozwinięcia się systemów społecznych i prawnych.

Rys historyczny

Niegdyś niewolnikami stawali się ludzie, którzy popadli w niewolę za sprawą przemocy (jeńcy, osoby porwane). Niewolnictwo obejmowało też osoby w niewolę sprzedane, jako faktyczny przedmiot własności innych osób (np. niejednokrotnie można było spotkać się z przypadkiem dzieci oddanych w niewolę przez rodziców jako przedmiot ich własności). W starożytnej Fenicji, wskutek wynalezienia przez Fenicjan pieniędzy, stanie się przedmiotem własności innych osób okazywało się niezwykle łatwe. Wielu ludzi wolnych popadało w niewolę za długi, jako że w większości kultur, które praktykowały niewolnictwo, „dodatkowym” zabezpieczeniem długu była, formalnie lub domyślnie, zwyczajowo… osoba dłużnika. Choć znane w niemal wszystkich kulturach od ich prapoczątków, najgorszą sławę niewolnictwo zaskarbiło sobie w czasach nowożytnych, okresie wielkich podróży morskich i kolonializacji. Opanowywanie i zagospodarowanie przez rodzące się nowożytne imperia coraz to nowych i większych terenów wymagało taniej siły roboczej. Jej źródłem stała się głównie Afryka. Szacuje się, że pomiędzy XVI a XIX w. z Czarnego Lądu wywieziono 20 do 30 milionów obróconych w niewolę ludzi. Choć do końca XIX w. właściwie wszystkie cywilizowane kraje zakazały niewolnictwa, w niektórych krajach formalnie zniesiono je dopiero pod koniec XX w. A w rzeczywistości– nigdy. Bo niewolnictwo, w rozmaitych formach, wciąż kwitnie w najlepsze. I ma się całkiem dobrze. Stan, ma się rozumieć. Nie niewolnicy.

Pobudki ekonomiczne

Niewolnictwo z reguły, choć nie zawsze, dyktowane jest potrzebami ekonomicznymi. Najczęściej bowiem dotyczy zaspokojenia potrzeby posiadania (tak, to właściwe słowo!) jak najtańszej i jak najefektywniejszej siły roboczej. Oczywiście– wcale nierzadko zdarza się, że służyć ma zaspokajaniu całkiem innych, nieekonomicznych potrzeb. Zawsze jednak mamy do czynienia z uprzedmiotowieniem człowieka, sprowadzeniem istoty ludzkiej do roli towaru handlowego.
Niezależnie od wspomnianych powyżej „innych” przyczyn niewolnictwa, rację jego istnienia najczęściej uzasadniał cel ekonomiczny, w myśl reguły- zmaksymalizowanie efektów przy zminimalizowaniu kosztów i komplikacji. Powstałe na fali krytyki niewolnictwa popularne powiedzenie „Z niewolnika nie ma pracownika”, nie tylko w mojej ocenie nie jest do końca prawdziwe. Całe systemy społeczne, od starożytnych cywilizacji po początki Stanów Zjednoczonych, opierały siłę ekonomiczno-gospodarczą i rozwój na pracy niewolników. Efekty wykorzystania tej siły roboczej– od egipskich piramid, przez rzymskie akwedukty, aż po potęgę USA- można obserwować aż do dziś. Świat się zmienił. Możemy zaobserwować rozwój techniki, świadomości, bogactwa… Czy w świecie superkomputerów, robotów, lotów kosmicznych, ale też etyki, filozofii, prawa i świadomości społecznej, jest jeszcze miejsce dla tak odrażającego reliktu niechlubnej przeszłości człowieka jak niewolnictwo? Jak najbardziej. I to też w rozwiniętej, nowoczesnej formie.

Współczesne oblicze niewolnictwa

We współczesnym świecie niewolnictwo przybiera różne formy. Mamy do czynienia z wieloma przypadkami i obliczami tego, niezależnie od czasów, haniebnego procederu. Jedne przypadki są działaniami czysto przestępczymi i dotyczą np. handlu kobietami i zmuszania ich w drodze kolejnych czynów przestępczych do prostytucji, często przy zastosowaniu bezpośredniej i brutalnej przemocy (siła, groźba, szantaż, celowe uzależnienie od środków psychoaktywnych). Inne stoją za organizacją współczesnych „obozów pracy przymusowej”. Za przykład może posłużyć głośna przed kilku laty sprawa szeroko zakrojonego procederu podstępnego werbunku- od zmuszania przemocą ludzi (również z Polski) do pracy na włoskich farmach, przez proceder handlu dziećmi- od „płatnej adopcji” poczynając, na oczywistym procederze handlowym, który był połączony zazwyczaj z innym działaniem przestępczym, takim jak uprowadzenia, kończąc.

Tania siła robocza

Osobną „kastą” niewolników we współczesnym świecie są harujący za grosze- nawet wedle tamtejszych ekonomicznych standardów, pracownicy chińskich, indyjskich i innych, rozrzuconych po całej niemal Azji, a w ostatnim czasie również w Afryce, fabryk oraz zakładów produkcyjnych. W dodatku nader często, wskutek nieszczelnego, wadliwego i „chorego” systemu prawno-finansowego, owi pracownicy odpracowują w niewolniczych wręcz warunkach w wyżej wspomnianych zakładach prawdziwe bądź też wyimaginowane długi, które zaciągnęli u prywatnych podmiotów, często powiązanych w mniejszym lub większym stopniu z tymi zakładami pracy. Długi te niemal zawsze skalkulowane są w taki sposób, aby ich całkowite „odpracowanie” było w zasadzie niemożliwe. Można by rzecz, nic nowego– niewolnictwo oparte na długu powszechne było od starożytności. Te współczesne oblicza niewolnictwa i handlu żywym towarem (czasami jedno jest konsekwencją drugiego), będące niejednokrotnie przedmiotem zorganizowanej działalności przestępców, są powszechnie ścigane przez prawo i zazwyczaj odbijają się szerokim echem w mediach. Nie wszystkie, oczywiście. Bowiem z tego typu procederem jest jak z oszustwami finansowymi– nie da się skatalogować wszystkich przejawów i możliwości uprawiania tego procederu, bo… po prostu co chwilę powstają nowe. Te najbardziej charakterystyczne, wymieniane i ścigane przez prawo, są takie same od dawna. W miarę rozwoju skuteczności systemów i służb prawnych oraz postępu cywilizacyjnego walczy się z nimi coraz łatwiej i skuteczniej. Są jednak inne, nie tylko popularniejsze i daleko bardziej wyrafinowane współczesne formy uprawiania procederu, który można by nazwać niewolniczym. W dodatku, są one uprawiane w sposób, który przynajmniej w teorii jest zgodny z prawem… i pozornie pozbawiony charakteru przymusowo-przemocowego. Pozornie, bo przymus i przemoc– jak i niewolnictwo- ma wiele twarzy. I nader często ewoluuje, zmienia się na nowoczesne… co niekoniecznie znaczy, że na dużo lepsze. I tak, statki niewolnicze zastąpiły samoloty, łodzie- dalekobieżne autobusy, metra, samochody czy pociągi. Łowców niewolników– nieuczciwi pośrednicy, przewoźnicy, agencje. Pęta, bat i łańcuchy– pusty portfel i równie pusty brzuch. Prawo zezwalające na niewolniczy proceder zamieniono na inne prawo, bardziej restrykcyjne, za to nieszczelne i późno, niedostatecznie lub wcale, nieegzekwowane.
Jeśli zaś chodzi o zapotrzebowanie… no, zmieniły się branże, rynki, gospodarka… a ono, zgodnie z zasadą- jak najtaniej, jak najefektywniej- pozostało bez zmian. W roli współczesnych niewolników występują emigranci z krajów zwanych „trzecim światem”, krajów nierzadko dotkniętych wojną i zaznaczonych piętnem postkolonializmu, którzy pracują ciężko za wynagrodzenie ledwo wystarczające na przeżycie, bez jakiejkolwiek ochrony prawnej czy medycznej. W tego typu przypadkach, nie potrzeba nadzorcy, bata, szkolonych psów – wystarczy perspektywa skrajnego ubóstwa lub przymusowego powrotu do miejsca, przy którym najbardziej odległe miejsce w czeluści piekieł przypomina kurort. Bywa nawet, że do niewolniczej pracy państwo wysyła własnych obywateli. Za przykład może posłużyć Korea Północna. Abstrahując od tego, że tam akurat większość obywateli jest faktycznymi niewolnikami- niewolnikami władzy i systemu, nie zmienia to faktu, że z etyczno-moralnego punktu widzenia czerpanie korzyści z czyjegoś zniewolenia jest równie naganne, jak samo zniewalanie. Bo proceder napędza- zarówno popyt jak i podaż.

Aspekty prawne

Polskie prawo przepisami ustawy zasadniczej – Konstytucji RP stanowi, że „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”, a także „Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje” oraz „Każdy jest zobowiązany szanować wolność i prawa innych”. Z kolei Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności w art. 4 mówi, że „Nikt nie może być trzymany w niewoli lub w poddaństwie” oraz że „Nikt nie może być zmuszony do świadczenia pracy przymusowej lub obowiązkowej” (z zastrzeżeniem pewnych wymienionych wyjątków – dotyczących pracy w ramach nałożonej sankcji karnej oraz obowiązku służby wojskowej”). Polski Kodeks Karny w art. 189 i nast. penalizuje czyny pozbawiające bądź zmierzające do pozbawienia człowieka wolności oraz handel ludźmi, przewidując za w/w czyny karę do 10 lat więzienia (a w szczególnych przypadkach nawet więcej).
Wskazane powyżej przepisy dotyczą praw niezbywalnych, czyli takich, których nie można się po prostu zrzec. Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że niedopuszczalne i ścigane przez prawo są czynności, w efekcie których ludzie stają się niewolnikami, pozbawia się ich wolności czy też traktuje, często za sprawą przemocy, jak przedmiot handlu. Natomiast nikt nie może, jakkolwiek śmiesznie by to nie zabrzmiało „dobrowolnie oddać się w niewolę”. Powyższe przypadki współczesnego zniewalania ludzi ścigane są przez prawo, natomiast winni i czerpiący z nich korzyści– karani. Jak skutecznie się to odbywa i jak często – to już inna historia. Przynajmniej teoretycznie, formalnie i zgodnie z prawem nikomu utrata tych praw nie powinna grozić. Nie może też (nie bez powodu wolność i prawo wyboru oraz decydowania ma jednak swoje rozsądne granice) być „zbyta” dobrowolnie, jako że prawo w założeniu ma chronić ludzi… czasem również przed nimi samymi.

Dobrowolne niewolnictwo?

A jednak… Dobrowolne niewolnictwo istnieje. Dobrowolne – rzecz jasna, do pewnego momentu. Niewolnictwo ma bowiem to do siebie, że prędzej czy później przymus musi się w nim pojawić. Różnica polega na tym, kto „zaczyna”, czy też może nieco bardziej adekwatnie- kto nakłada kajdany. I nie zawsze musi być to bezwzględny łowca niewolników. Niektóre kajdany potrafimy nałożyć sobie sami. Bo to, wbrew pozorom, nie jest wcale specjalnie trudne, ani– skoro pozornie brak przymusu– niebezpieczne też nie jest. Przynajmniej tak wydaje się… początkującym kandydatom na niewolników. Rzekłbym- dość specyficznego rodzaju niewolników, ale nadal niewolników. Faktycznych, choć prawnie i teoretycznie– wolnych. Prawie żaden kandydat do tego tytułu nie przyzna, że człowiekiem faktycznie wolnym dawno przestał być, choć od niewolnika z bawełnianych czy cukrowych plantacji niewiele go różni. Może tylko tyle, że jego kajdany są często ze złota, maczetę zastępuje mu laptop, a jego nadzorca nosi garnitur od Huntsmana. Powiem więcej, niejednokrotnie taki sam, jak rzeczony niewolnik. Bo pozornie sporo ich łączy. Mogą, co w „klasycznym” układzie niewolnictwa było nie do pomyślenia – łowca, niewolnik, pan i nadzorca- bywać w tych samych miejscach, żyć, mieszkać i wyglądać tak samo. Być nie do odróżnienia. Ba! Nierzadko ów niewolnik wygląda o wiele lepiej niż dwaj pozostali. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal jest niewolnikiem, choć bywa podstawą tego specyficznego niewolnictwa. Bo to takie właśnie jest niewolnictwo… U jego podstaw, tak jak w pierwotnym założeniu niewolnictwa, też leżą względy ekonomiczne… tyle, że „odwrócone”. W „klasycznym” niewolnictwie- więcej, lepiej i efektywniej chciał właściciel niewolników. W tym właśnie omawianym– więcej, lepiej i… nie tyle efektywniej, co efektowniej– chce niewolnik. Czasem chce tak bardzo, że z kowala własnego losu staje się kowalem własnych kajdan. A że rzeczone bransoletki utraty wolności ładnie wyglądają i początkowo wcale nie ciążą– nawet nie widzi, czego jest twórcą.
To z pewnością ułatwia sprawę współczesnemu „łowcy”– ani nie musi nikogo, jak zauważono w pewnej polskiej komedii „łapać w siatkę” (bo nie dość, że ofiara sama wejdzie, to jeszcze siatkę sobie sama uplecie albo pleść pomoże), ani kupować niewolnika za wymienioną tamże „paczkę fajek” lub ekwiwalent w dowolnej walucie. Istotnie, „paczka fajek” to zresztą za mało. Można by powiedzieć, że wraz ze wzrostem statusu niewolnika, wzrosły i ceny. Prawdą znaną do wieków jest, żeby dostać coś, co z reguły wymagałoby użycia przemocy, a do tego jest nielegalne, a mimo tego dostać to zgodnie z prawem– trzeba słono zapłacić. Zasada została ta sama. A cena… no cóż, na końcu zazwyczaj i tak opłaca się każdemu… no może poza samym niewolnikiem. Owszem, są przypadki, kiedy w omawiane niewolnictwo ekonomiczne człowiek popada przymuszony koniecznością, nieomal nie z własnej winy– podobnie jak w czasach ubiegłych Ci, którzy nie mogąc wyżyć samodzielnie, woleli za gwarancje bytowe (choćby minimalne) zaprzedać się w niewolę komuś, kto te gwarancje dawał. Coraz częściej jednak ludzie popadają w niewolnictwo ekonomiczne na własną prośbę i życzenie, przyczyniając się walnie do nabycia tego wątpliwie komfortowego statusu.

Zastaw się, a... pokaż się

Rosnący w siłę kult posiadania, potrzeba prestiżu, wiara w potęgę pieniądza i słabnące poczucie wartości wyższych powodują, że potrzeba wyróżnienia się, posiadania, wzmocnienia ego i dopasowania się do obowiązujących wzorców, niejednokrotnie popychają kandydata w kierunku niewolnictwa ekonomicznego, a co za tym idzie, do nieuchronnej utraty lwiej części przyrodzonych wolności. Kandydat, by sprostać własnym i społecznym potrzebom, żyje ponad stan. To jeden z, jeśli nie niezbędnych, to co najmniej mile widzianych, wymogów do spełnienia przez kandydata na niewolnika. Żyje… ale nie za swoje pieniądze. Wydaje więcej niż zarabia. Co zatem robi, by „wyrównać bilans”? Pożycza. Kredyt to jedno z głównych ogniw tworzących kajdany niewolnika ekonomicznego. Wprawdzie nikt nikomu samego niewolnika za długi już nie sprzeda… ale doprawdy nie musi. On „sprzeda się” sam. A konkretnie– sprzeda swoje prawo wyboru (miejsca zamieszkania, charakteru, rodzaju i czasu pracy), sprzeda swoje wartości i przekonania. I wszystko to w zamian za to, że jego kajdany są złote, a klatka komfortowa. Bądź co bądź, kajdanami i klatką pozostając. Sprzeda i poczucie bezpieczeństwa, jako że o „kamizelkę ratunkową” w postaci rozsądnych oszczędności nie zadba, bo je po prostu… przejada. Zatem choćby i chciał – z niewolniczego statku, na który sam kiedyś ochoczo wsiadł- nie wyskoczy bez kamizelki, a wyrzucony z niego utonie. Plantacji również dobrowolnie nie opuści, choćby i chciał, więcej– wyrzucić łatwo się nie da. Woli zostać, bo… zostać musi. I cały czas oszukuje się, że niewolnikiem nie jest. Bo przecież zamiast zgrzebnych łachmanów ma na sobie jedwabie i delikatną skórę, zamiast piętna niewolnika– Rolexa, zaś na komfortową i elegancką „plantację” wiezie go powóz marki Porsche. A nadzorca zamiast trzaskać z bata, delikatnie przypomina o kolejnych ratach… Tyle, że niewolnik pięknie ubrany nadal jest niewolnikiem.

Kajdany współczesnego niewolnika, mimo, że ze złota, dalej ograniczają ruch, uniemożliwiając swobodną ucieczkę. I nawet jeśli plantacja zrobi się mniej elegancka i w efekcie, trudniejsza do wytrzymania, kajdany zrobią się za ciężkie, a nadzorca– mniej sympatyczny, niewolnik nadal nie ucieka… bo nie bardzo ma jak i gdzie. No i boi się… nie tylko o siebie. A jeśli już przy ucieczce z niewoli jesteśmy– to owa ucieczka jest równie trudna, co kiedyś. Wprawdzie w pogoń nie ruszą już posokowce i uzbrojeni ludzie (poza przypadkami ekstremalnymi), a maile, listy i ponaglenia. Reszta- prawie bez zmian. Owszem, jak dawniej, tak i teraz – uciec się da. Nie jednak bez starannych przygotowań, bez wyrzeczeń, bez ryzyka. Da się. Tyle, że, trochę inaczej niż kiedyś- bowiem teraz uciec z niewoli jest trudniej, niż w nią nie popaść. Kwestia rozsądnej kalkulacji.
I trochę refleksji na sam koniec… W wątpliwie chwalebnym „szczycie rozkwitu” niewolnictwa w ciągu 300 lat obrócono w niewolę ok. 30– 40 milionów ludzi. Ilu „niewolników ekonomicznych” nabyło ten status w ciągu ostatnich… powiedzmy 30 lat? Prawdopodobnie dużo więcej.

Drukuj artykuł
Paweł Cholewka

Ekspert HRPolska.pl ds. prawa pracy   

Doświadczenie zawodowe zdobywał w jednej z największych śląskich kancelarii prawniczych, obszarach obsługi prawnej i strategii spółek sektora finansowego i energetycznego oraz administracji publicznej, tak na stanowiskach specjalistycznych, jak i menedżerskich.
Doradca prawny Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu. Autor licznych publikacji z zakresu prawa, zarządzania, przedsiębiorczości i kompetencji społecznych. Trener i wykładowca. Felietonista portalu HRPolska.pl, Dziennika Zachodniego oraz gazety Nasze Miasto.
Absolwent studiów prawniczych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, studiów MBA w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, studiów podyplomowych Akademia Trenerów Biznesu oraz studiów podyplomowych Coaching – Akademia Coacha w Wyższej Szkole Bankowej w Chorzowie.

Newsletter

Wykorzystujemy pliki cookies.