Przez całe lata pokutował stereotyp, błędny zresztą (jak i większość stereotypów), że kobieta i kierunek czysto „techniczny”, jak budownictwo, inżynieria lądowa czy mechanika to wzajemnie wykluczające się przeciwieństwa. Siła owego stereotypu była tak wielka, że jeszcze dekadę – dwie temu spotkanie kobiety na wymienionych kierunkach było równie rzadkie, jak spotkanie tygrysa syberyjskiego, w dodatku albinosa. „Bo ja jestem kobieta pracująca. Żadnej pracy się nie boję”.
Wcześniej uważano, że inżynier to „typowo męski” fach, zdecydowanie „nie dla kobiet”, bo te wszak są urodzonymi, wrażliwymi humanistkami. Ba – przed I wojna światową Politechniki w ogóle były dla kobiet zamknięte (o polityce przeiwdyskryminacyjnej nikt wówczas nie słyszał). Nauczycielka, pedagog, psycholog, z oporami, ale jednak – lekarz czy prawnik – to i owszem, odpowiedni kierunek kształcenia i zajęcia dla kobiety. Jeśli już kierunek politechniczny – to co najwyżej architektura, pewnej wrażliwości wszak również wymagająca. Ale budowlaniec, mechatronik czy elektroenergetyk? W życiu. Kobieta w kasku, dyrygująca ekipą twardych budowlańców? Niedorzeczne!
Otóż jak najbardziej „dorzeczne”. Po latach, dekadach maskulinizacji i niepodzielnej władzy płci brzydszej na uczelniach technicznych, coraz częściej wybierają je również kobiety. W obecnej chwili 1/3 adeptów kierunków technicznych to panie. Owszem, na jednych widać ich więcej, na innych – zdecydowanie mniej, jednak panie coraz chętniej wybierają kierunki techniczne. Najwięcej studentek spotkamy (jednak!) na architekturze, sporo również na inżynierii środowiska, budownictwie i inżynierii chemicznej. Nadal wśród pań popularnością nie cieszy się mechanika, automatyka i robotyka oraz… informatyka. W dodatku, jak przyznają ich preceptorzy – panie nader często osiągają lepsze wyniki w nauce niż panowie. A potem – świetnie sprawdzają się w pracy. Pracodawcy nie maja już oporów przed zatrudnieniem „inżyniera na obcasach”. Minęły już dawno bowiem czasy, kiedy potrzeba było do niej twardej ręki i siły – procesy są zautomatyzowane, bardziej potrzeba fachowej wiedzy niż mięśni gladiatora. No i owi pracodawcy… to często również kobiety! Wiedzą, że pani inżynier potrafi pokierować projektem i załoga co najmniej równie skutecznie co pan inżynier. Do tego, bywa, jest bardziej kreatywna, pomysłowa i opanowana. Słabsza płeć? Gdzie tam! Jeśli trzeba, to pani inżynier i za łopatę, i za młot pneumatyczny się złapie. A i wspomniane „ekipy twardzieli” często łagodnieją pod opiekuńczą ręką pani inżynier. W dodatku częstokroć bardziej się starają, chcąc po męsku zaimponować „kierowniczce”.