Kilka dni temu „Dziennik Gazeta Prawna” podał, iż zgodnie z prognozami ekonomistów nawet połowa (wedle bardziej optymistycznych szacunków – jedna czwarta), którzy za ok. 40 lat przejdą na emeryturę, pożyje na niej…krótko, a w dodatku na głodnego. Bowiem z sumiennie odkładanych, minimalnych obowiązkowych składek na przyszłą emeryturę odłożą odpowiednik dzisiejszych…500 zł.
W podobnej sytuacji mogą znaleźć się przedsiębiorcy, polegający wyłącznie na publicznym systemie emerytalnym. Oczywiście to wszystko przy założeniu, że nie spełnią się prognozy innych ekonomistów-defetystów. Ci przewidują, że do takiej sytuacji nie dojdzie…bowiem dużo wcześniej zbankrutuje i padnie ZUS, i to pomimo cyklicznego pompowania w niego środków w coraz to nowy sposób pozyskiwanych. A teraz – łyżka miodu na osłodę beczki dziegciu – analizy te robione były w oparciu o założenie, że nie wzrosną nasze zarobki, nie wzrośnie ani nie spadnie inflacja oraz PKB – a wszak ten ostatni, podobnie jak cały nasz kraj, ma przecież bezustannie rosnąć w siłę, a ludzie żyć mają coraz dostatniej!
Gdyby jednak spełniło się czarne proroctwo emerytalnych Nostradamusów, co zrobić, by na emeryturze przeżyć choć trochę dłużej? Analitycy, ekonomiści i starzy górale są zgodni – odkładać na własną rękę…jeśli ktoś ma z czego! Tylko gdzie odkładać? Po ostatnim skoku na OFE trzecie, czwarte i ósme filary emerytalne nie budzą zaufania. Fundusze inwestycyjne? Patrz rok 2008 gdy indeksy giełdowe spadły niczym Ikar, zaś trzymane w nich pieniążki znikły jak sen jaki złoty. Moim zdaniem fundusze na przyszłą emeryturę najlepiej odkładać w złocie (nie w złotych, w złocie!)…zakopanym w szklanym słoiku pod krzakiem głogu na działce kupionej w ramach inwestowania w ziemię. Jeszcze lepiej – ten sam słoik (lub inne naczynie złotem wypełnione) ukryć w ulu pełnym pożytecznych pszczół. Tam nawet dociekliwi urzędnicy skarbówki raczej łap nie wsadzą.