Nie chodzi bynajmniej o surfowanie po falach tylko o Internet, bez którego na większości stanowisk pracy (przynajmniej tych biurowych) nie można się już obejść.
Co robi rekruter rano przychodząc do pracy oprócz sprawdzenia poczty mailowej? Przegląda Internet wszerz i wzdłuż. W sieci poszukuje informacji, dociera do potencjalnych kandydatów, umieszcza ogłoszenia o pracę, przegląda serwisy pracy i zarządza bazami aplikacji, ale przede wszystkim przegląda profile społecznościowe.
Mało który kandydat zdaje sobie sprawę, że media społecznościowe niosą za sobą nieograniczone możliwości czerpania informacji o danym kandydacie. Ale spokojnie rekruter też człowiek i widzi to wszystko, co dla przeciętnego użytkownika zostało udostępnione. To od kandydata zależą ustawienia prywatności danych.
Zdawać jednak trzeba sobie sprawę, że treści publikowane na naszym profilu mogą posłużyć rekruterowi lub pracodawcy do podjęcia decyzji nie tylko o zatrudnieniu, ale już na etapie selekcji aplikacji i zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną. Z pewnością sytuacja nie ma miejsca w przypadku spływu setek CV tylko kilku kluczowych, ostatecznie wybranych kandydatów.
Ciekawe jak w tym wypadku mają się do tego przepisy Kodeksu pracy, który dopuszcza zwolnienie pracownika za korzystanie z Internetu w godzinach pracy.
Już odpowiadamy:
Korzystanie z portali społecznościowych w godzinach pracy może stanowić podstawę do zwolnienia pracownika, ale w przypadku wykorzystywania go w celach prywatnych. Rekruter może spać spokojnie, bo na portalach społecznościowych "pracuje" zawodowo.
Kandydacie masz profil na FB, Goldenlinie, Naszej Klasie? Bądź pewny, że rekruter tam zajrzy. Choćby po to, żeby potwierdzić dane zawarte w CV.