Polacy zwariowali na punkcie Pokemonów. Co to ma wspólnego z biznesem i zarządzaniem pracownikami? Wbrew pozorom ma i to całkiem sporo.
Zainstalowano ją już ponad 200 milionów razy, w Stanach Zjednoczonych, codziennie korzysta z niej 20 milionów osób, a na telefonach z systemem Android korzysta się z niej dwa razy częściej niż z Facebooka. Tak. To Pokemon Go, najnowsza gra osadzona w tzw. rzeczywistości rozszerzonej. Jej idea polega na wędrowaniu z telefonem po okolicy w poszukiwaniu i wyłapywaniu pokemonów. Gra wykorzystuje moduł GPS oraz kamerę w smartfonie, dzięki czemu na ekranie wyświetlają się wirtualne stwory zanurzone w prawdziwym świecie.
W Skierniewicach i w Poniatowej
Choć od debiutu Pokemon Go minęło już kilka tygodni, zainteresowanie grą nie zmalało. Przeciwnie, produkt bije rekordy popularności i co ciekawe w żadnym europejskim kraju nie cieszy się takim wzięciem jak w Polsce. Pokemonowe szaleństwo ogarnęło nie tylko Gdańsk, Poznań czy Kraków. Polacy szukają pokemonów w Żninie, Legnicy, Sierpcu, Sokółce i Sanoku. Według statystyk, tylko w ciągu jednej środy o godzinie 13.30, grup użytkowników poszukujących wirtualnych stworów było w naszym ponad 40 tysięcy. Dla porównania w tym samym czasie w Anglii takich grup było nieco ponad 2 tysiące, jeszcze mniej w Niemczech, Francji czy we Włoszech, gdzie na Pokemony polowało zaledwie nieco ponad 100 grup. Okazuje się, że z Amerykanami masowo szukającymi magicznego Pokemona w nowojorskim Central Parku mamy więcej wspólnego, niż moglibyśmy się spodziewać.
Zainteresowanie technologiczną nowością w zasadzie nie powinno dziwić. Polacy jak mało które społeczeństwo wyjątkowo szybko adaptuje nowe technologie. Chętnie nie tylko korzystamy ze smartfonów, tabletów czy mediów społecznościowych, ale również elektronicznej bankowości czy e-zakupów. Na przestrzeni ostatnich kilku lat dokonaliśmy dużego technologicznego skoku. W latach 2008 – 2014 wskaźnik zasobów cyfrowych wzrósł w naszym kraju o 16,7 punkta. Dla porównania, we Francji wyniósł on 6,4 , w Czechach 9,6 a w Irlandii 9,5 punkta. Procentowo wskaźnik wzrósł aż o 71%, co uplasowało nas w pierwszej czwórce państw o największej dynamice cyfryzacji.
Era Pokemona
Sami zresztą potwierdzamy, że z technologią jesteśmy w zasadzie za pan brat. Jak wynika z raportu Fundacji Orange, tylko 5% z nas nie jest zainteresowanych nowymi technologiami. Aż 9% uważa się za technologicznych pasjonatów, 27% przyznaje, że chętnie uczy się nowych rozwiązań technologicznych, jeśli tylko ma do nich dostęp. Zamiłowanie do nowych technologii widać praktycznie wszędzie - nie tylko po rosnącej liczbie startupów, ale także w metrze i na ulicach. A Pokemon Go jest tego najlepszym przykładem. Z pewnością do historii przejdzie zdjęcie wykonane w warszawskich Łazienkach, gdzie dziesiątki graczy w różnym wieku wpatrzonych w ekran telefonu próbowało złapać Pokemony. Abstrahując od socjologicznego fenomenu wyjątkowej popularności gry w Polsce, warto zwrócić uwagę na grupę, która z Pokemon Go korzysta. To wbrew pozorom nie tylko ludzie młodzi – gimnazjaliści i licealiści. W gronie osób, które grają codziennie nie brakuje ani dwudziesto-, ani trzydziestolatków. Pokemony łowią przedstawiciele kilku pokoleń – X, Y czy Z. Nie ma podziałów. Pokemon Go opanował wszystkich, niezależnie od grupy wiekowej.
Potwierdzają to statystyki Adweek.com. Wynika z nich, że choć najliczniejszą grupą korzystającą z Pokemon Go są mężczyźni w wieku 21-27 lat, to nie tylko oni uczestniczą w grze. W pierwszym tygodniu od momentu dystrybucji gry, 78% graczy reprezentowało grupę wiekową 18-34 lata. Z produktu Nintendo i Niantic korzystają więc nie tylko młodsi, ale i starsi. Co ciekawe, Iksów – czyli osób urodzonych w latach 60 i 70 - też wśród miłośników Pokemon Go nie brakuje. W Stanach Zjednoczonych dużym echem odbiła się historia pewnego czterdziestolatka, który nie mogąc spać, wybrał się na nocne łowy w poszukiwaniu Pokemonów. Traf chciał, że w pewnym momencie znalazł się w parku w towarzystwie dwóch dwudziestolatków, którzy – podobnie jak on – poszukiwali wirtualnych stworów. Wielkie musiało być zdziwienie lokalnej policji, która uznała graczy za handlarzy narkotykami. To co ważne w tej historii to to, że za wirtualnym stworkami biegają nie tylko pracownicy, ale także kandydaci do pracy. Okazuje się, że dla ludzi, niezależnie od grupy wiekowej, stymulacja i technologia odgrywają bardzo duże znaczenie.
Smartfon zamiast wody
Potwierdzają to badania agencji Refuel, która w ubiegłym roku zapytała millenialsów o 10 przedmiotów niezbędnych do życia. Aż ponad połowa z nich była związana z technologią, a smartfony zostały uznane za ważniejsze niż jedzenie, komputer czy woda. Z badań przeprowadzonych przez PwC wynika z kolei, że 41% millenialsów stawia komunikację elektroniczną w pracy wyżej niż rozmowę bezpośrednią czy telefoniczną. 75% ankietowanych uważa, że dostęp do technologii ma pozytywny wpływ na ich efektywność. To podpowiedź dla pracodawców: jeśli chcecie mnie pozyskać i zatrzymać, myślcie technologicznie. Millenialsi to osoby uzależnione od Internetu, w zasadzie cały czas obecne online. Jeśli zrealizujemy oceny okresowe czy szkolenia w atrakcyjnej i przystępnej formie, dołączając dodatkowo wątek grywalizacji, to pracownik sam z nich skorzysta, nie trzeba go nawet specjalnie do tego zachęcać.
Z technologią za pan brat
Dobrze ilustrują to doświadczenia giełdowego Synthosu, który w ubiegłym roku przeprowadził już czwartą ocenę pracowniczą za pośrednictwem systemu informatycznego. Wypełnienie formularza zajmuje nie więcej niż 20 minut. W formularzu zawarty jest opis kompetencji wymaganych na danym stanowisku. Pracownik sam ocenia, na jakim jest poziomie. Na końcu są też pytania o to, jakie są jego mocne strony, w jakich obszarach chciałby się rozwijać. Takiej samej oceny dokonuje także jego przełożony. Co bardzo ważne, pracownicy nie muszą dokonywać tej oceny w miejscu pracy, mogą to robić w dowolnej chwili, w domu, na spokojnie, bez presji ze strony otoczenia, przełożonego. Zanim dojdzie do rozmowy, pracownik może sprawdzić w systemie, jak ocenił go przełożony i przygotować się do rozmowy, z kolei pracodawca może zajrzeć do oceny pracownika. Innym przykładem może być aplikacja Commonwealth Bank of Australia. Bank wyszedł z założenia, że skoro Internet jest dziś dla pokolenia Y równie niezbędny, jak dezodorant czy szczoteczka do zębów, to szkoda byłoby takiego narzędzia nie wykorzystać do poprawy firmowych wskaźników. Opracowano więc dla pracowników aplikację, co jak się szybko okazało, było strzałem w dziesiątkę. W ciągu zaledwie dwóch tygodni pobrało ją ponad 20 tys. osób.
...
Pracodawcy muszą zrozumieć, że bez wykorzystania nowych technologii w HR, nie będą w stanie się rozwinąć, bo nie pozyskają i nie utrzymają na dłuższą metę pracowników, którzy przywiązują do IT dużą wagę. Zwłaszcza dziś, gdy borykają się z deficytem specjalistów. Era Pokomena dobitnie o tym przypomina.