Wedle badań Work Monitor ponad 40% pracowników uważa, że wykonuje pracę niedostosowaną do posiadanych kwalifikacji, najczęściej poniżej tychże, choć i sytuacje odwrotne się zdarzają…tyle, że mało kto przyzna, że wykonuje pracę lub zajmuje stanowisko przewyższające jego faktyczne kompetencje. Problem z tego tytułu jest podwójny – pracownicy czują się niedocenieni, co znacząco wpływa na nikłe poczucie satysfakcji z pracy, spełnienia i realizacji.
Wpływa to również na wyniki i efektywność pracy, i to zarówno w tym najczęściej spotkanym, jak i zdecydowanie rzadszy przypadku – przydzielenie pracownikowi o wysokich kwalifikacjach pracy nie pozwalającej na ich wykorzystanie lub zwyczajnie ich nie wymagającej to marnowanie zasobów pracownika, zaś „obdarowanie” wyjątkowo trudną i wymagająca szczególnych umiejętności i wiedzy pracą kogoś, kto ich nie posiada – to marnowanie czasu (bo i tak będzie ją musiał poprawić lub zrobić od nowa ktoś, kto potrafi) i proszenie się o kłopoty. Dodatkowo pracownik, który ma przeświadczenie, że jego kwalifikacje i nierzadko ciężko i długo wypracowywane umiejętności są w firmie marnowane, prędzej czy później (raczej prędzej niż później) poszuka sobie innego miejsca, w którym będzie mógł się zrealizować. Ten z kolei, którego kompetencje „przeceniono” , zakładając, że będzie miał szczęście i nie narobi problemów, nabędzie złudnego przeświadczenia o posiadaniu umiejętności, których w rzeczywistości (w najlepszym wypadku jeszcze) nie posiada.
Niektórzy z czytelników pamiętają zapewne czasy, kiedy wielu młodych ludzi bladło na dźwięk dwóch słów „służba wojskowa”. Ta zasadnicza, z poboru. Największym przekleństwem owej służby nie była wcale osławiona „fala”. Była nim rejonizacja i brak możliwości nie tylko wyboru, ale nawet dostosowania specyfiki jednostki, w której poborowemu przyszło pełnić służbę, do jego możliwości, zainteresowań i posiadanych umiejętności. Z korpulentnego kucharza robiono na siłę komandosa, a nurek lub skoczek spadochronowy z czarnym pasem w karate miał pełne szanse skończyć przy kotle z grochówką. Chyba, że w sztabie i WKU trafił na rozsądnego oficera. Jeśli kandydat do pracy trafi na rozsądnego rekrutera, a potem – na rozsądnego szefa, to tez się nie zawiedzie. Ani nie podetną mu skrzydeł, ani nie wrzucą na wodę tak głęboką i tak daleko od brzegu, że szybko się utopi.