Mole książkowe na wymarciu

HR Komentarz

Jeśli w filmie o „średniowiecznej” czy nieco późniejszej tematyce zobaczycie list gończy, wiedzcie, że macie do czynienia z wybujałą fantazją lub ignorancją autorów. W rzeczywistości przestępca takim listem poszukiwany nie musiałby kryć się w ostępach Sherwood. Bo mało kto wiedziałby, kim jest. Mało kto umiał wówczas czytać.

Ponad 60 procent Polaków w ogóle nie czyta książek! Więcej niż jedną książkę w mijającym roku przeczytał tylko co ósmy z nas. Wyniki badań dotyczących popularności słowa pisanego wśród Polaków są z roku na rok coraz bardziej pesymistyczne. Dodam tylko, że czytać UMIE grubo ponad 90 procent. UMIE, a nie CZYTA! Kolejne dane są jeszcze bardziej przerażające – 10 milionów Polaków, czyli właściwie co czwarty, nie ma w domu ani jednej książki. Mam nieśmiałą nadzieję, że może to Ci, którzy idąc z duchem czasu i ideą minimalizmu zaopatrzyli się już w „Kundla”, wiem jednak, czyją matką jest nadzieja… czyżby czekał nas powrót do czasów, gdy umiejętność czytania była równie popularna, co dziś znajomość suahili?

Jako, że w corocznych przedświątecznych rankingach książki zajmują czołowe miejsca na listach najpopularniejszych prezentów, wypadałoby zapytać, co w takim razie z podarowanymi książkami robimy? Palimy nimi w piecu? Jest też inna opcja – statystyki i wyniki finansowe wydawnictw, księgarń i twórców podbijają mole książkowe, pochłaniające w ciągu roku więcej książek niż cały wydział humanistyczny podczas sesji. Jak wytłumaczyć jednak, że kilka milionów rodaków nie odczuwa potrzeby obcowania z jakimkolwiek słowem pisanym? I w konsekwencji, jako że z czytaniem, zwłaszcza ze zrozumieniem, nie jest jak z jazdą na rowerze, nieuchronnie zmierza w paszczę potwora wtórnego analfabetyzmu? Nie mówiąc już o tym, że jak widać na przykładzie Empiku – ta garstka księgolubów nie ocali merkantylnych świątyń książki przed widmem bankructwa. Czy literatura naukowa, popularna i piękna przegrywa w konkurencji z telewizyjnymi reality – show’s albo perłami w rodzaju „Rozmowy w tłoku” czy „Brudne sprawy”? A cała Polska, zamiast czytać dzieciom, wraz z nimi emocjonuje się losami bohaterów telenowel? Do niedawna zwalano winę na Internet. Zapominając o jednym – że i on zdaje się przegrywać z nieskomplikowaną, lotną niczym żelbetonowy kloc rozrywką w TV. Bo żeby korzystać z Internetu… nadal trzeba umieć czytać. Obym był złym prorokiem, ale czy już niedługo żaden rekruter i HR-owiec, widząc w CV kandydata dumny wpis „umiem czytać”, nie pomyśli, że kandydat ów „robi sobie jaja”?

Drukuj artykuł
dla HRPolska.pl komentuje Paweł Cholewka

HRPolska.pl

Prawnik, menedżer, trener biznesu.
Doświadczenie zawodowe zdobywał w jednej z największych śląskich kancelarii prawniczych, obszarach obsługi prawnej i strategii spółek sektora finansowego i energetycznego oraz administracji publicznej.
Doradca prawny Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu. Felietonista Dziennika Zachodniego oraz gazety Nasze Miasto. Autor licznych publikacji z zakresu prawa, zarządzania, przedsiębiorczości i kompetencji społecznych.

Newsletter

Wykorzystujemy pliki cookies.