Ekskluzywnie uzależniony. W Polsce pije już ponad 3 mln osób w wieku produkcyjnym

HR Komentarz

„…Nieważne, czy jesteś Jamesem Jonesem, Johnem Cheeverem, czy włóczęgą drzemiącym na dworcu. Nałogowiec za wszelką cenę próbuje uzasadnić swoje prawo do picia… Hemingway i Fitzgerald nie pili dlatego, że byli utalentowani, wyobcowani, czy moralnie słabi. Pili, bo to właśnie robią alkoholicy…” Stephen King

Stereotypowy alkoholik to bezdomny obdartus, żebrzący o parę groszy na tanie wino albo agresywny przedstawiciel tzw. „marginesu społecznego”, wszczynający awantury, a następnie kojący skołatane nerwy pod budką z piwem. I zdaniem wielu tylko taki osobnik wypełnia przesłanki określenia go jako alkoholika, jak również tylko tacy są pensjonariuszami ośrodków odwykowych, szpitalnych oddziałów leczenia uzależnień i bywalcami klubów AA.

Alkoholizm, a właściwie – „zespół zależności alkoholowej” to zaburzenie polegające na braku kontroli nad ilością i częstotliwością spożywania alkoholu. W rejestrze Światowej Organizacji Zdrowia klasyfikowany jako choroba pod pozycją F10.2. Bo alkoholizm jest chorobą. I jak to choroba – nie uderza wybiórczo. Ofiarą może być każdy. Nie tylko „dżentelmen spod budki z piwem”.

Specjaliści terapii uzależnień są zgodni – nie słabo wykształceni, ubodzy i kiepsko radzący sobie w dzisiejszym świecie ludzie są najbardziej zagrożeni chorobą alkoholową, nie oni coraz częściej zapełniają oddziały leczenia uzależnień i gabinety terapeutów. Dzisiejszy alkoholik bardzo często zakuty jest w najnowszy włoski garnitur, na ręce ma Rolexa, na wizytówce „menedżer” albo „mecenas”, a na podwójnym gazie jeździ Porsche. Nie pija taniego wina, woli szkocką whisky albo koniak. W późniejszej fazie uzależnienia – często trzymaną w eleganckiej srebrnej piersiówce w kieszeni szkockiej marynarki. Albo w biurku. I tylko jedno łączy go ze wspomnianymi stereotypowymi alkoholikami – pije. Pije i nie potrafi przestać. I uparcie twierdzi, że nie pije. Do czasu, rzecz jasna. Terapeuci wskazują nawet na profesje szczególnie zagrożone alkoholizmem – znajdują się wśród nich chirurg, adwokat, przedsiębiorca, makler, policjant. Stresogenna i obciążająca praca zwiększa ryzyko popadnięcia w uzależnienie.

Opisany powyżej osobnik to tzw. HFA (High Functioning Alkoholic – alkoholik wysoko funkcjonujący). Wykształcony, zamożny, pracujący. Często ma rodzinę, dom, wysokie dochody i odpowiedzialną pracę. Na pracę właśnie najczęściej zrzuca swoje nadużywanie alkoholu. Bywa zresztą, że to jedno z niewielu prawdziwych twierdzeń alkoholika, jako że wszyscy alkoholicy, bez wyjątku, są mistrzami kłamstwa i iluzji. Stres i obciążenie pracą często jest rozrusznikiem machiny uzależnienia. Napięcie psychiczne, odpowiedzialność, zmęczenie – potrzeba odprężenia, relaksu, zapomnienia. A to najłatwiej znaleźć na dnie butelki. Tyle, że to puszka Pandory – przynosi nie tylko krótkotrwałe odprężenie, ale i coraz większe kłopoty. To samonapędzający się mechanizm – picie systematycznie powoduje narastające problemy, które najłatwiej i najszybciej koi się alkoholem. Wysoko funkcjonujący alkoholik potrafi bardzo długo ukrywać swoje uzależnienie. Dlatego tak łatwo mu zaprzeczać. Nie traci prawa jazdy, bo stać go na taksówki. Potrafi załatwić sobie zwolnienie, by nie pojawić się w pracy w stanie „niedyspozycji”. Jego rodzina nie cierpi niedostatku, nie jest ofiarą przemocy i awantur. Bo on pije „mądrze” – w samotności, w delegacji, w modnym klubie. Wydaje mu się, że doskonale nad wszystkim panuje. Ba – nawet kiedy zaczyna szwankować zdrowie, stać go na jego podreperowanie. W awaryjnej sytuacji wzywa zaprzyjaźnionego lekarza, żeby zastrzykami i kroplówkami postawił go na nogi, a wizyta w SPA likwiduje zewnętrzne oznaki wyeksploatowania organizmu. Otocznie jednak widzi i wie więcej niż jakiemukolwiek alkoholikowi się wydaje. Powtarzające się jedno – dwudniowe, zwykle poniedziałkowo – wtorkowe, czasem piątkowe, w oczywisty sposób „lewe” L4 kadrowcy powszechnie określają jako „kacowe”. Zapach alkoholu niewyczuwalny jest chyba wyłącznie dla samego alkoholika, nie pomagają żute miętówki czy obfitsze niż u kogokolwiek zlewanie się drogą wodą kolońską. Mimo to bardzo często oczywiste pijaństwo czy uzależnienie jest nawet przez przełożonych tolerowane – bo przecież „wszyscy piją” , bo „ma stresującą pracę” , a przy tym wszystkim „to świetny specjalista”. Narażać się na jego utratę tylko dlatego, że sobie „czasem” popije? Niedorzeczność. Byle nie chlał w pracy. A HFA zazwyczaj tego nie robi. Też rzecz jasna – do czasu. Tyle, że wówczas bywa już za późno. Bo alkoholik pije nie dlatego, że ma stresującą pracę. Co najwyżej z tego powodu zaczął pić. Pije, bo… jest alkoholikiem.

...

Z badań specjalistów wynika, że w sposób ryzykowny pije w Polsce ponad 3 miliony osób w wieku produkcyjnym. Co czwarty z nich jest uzależniony. Ci mają już tylko dwa wyjścia – leczenie i całkowitą rezygnację z picia albo stratę. Pracy. Pozycji. Pieniędzy. Na końcu życia.

Drukuj artykuł
dla HRPolska.pl komentuje Paweł Cholewka

HRPolska.pl

Prawnik, menedżer, trener biznesu.
Doświadczenie zawodowe zdobywał w jednej z największych śląskich kancelarii prawniczych, obszarach obsługi prawnej i strategii spółek sektora finansowego i energetycznego oraz administracji publicznej.
Doradca prawny Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu. Felietonista Dziennika Zachodniego oraz gazety Nasze Miasto. Autor licznych publikacji z zakresu prawa, zarządzania, przedsiębiorczości i kompetencji społecznych.

Newsletter

Wykorzystujemy pliki cookies.