Z roku na rok spada absencja pracownicza z tytułu zwolnień L4. W ubiegłym roku spędziliśmy na zwolnieniach L4 łącznie 106 mln dni, co przełożyło się na blisko 25 mld! zł strat pracodawców i… ZUS-u. W porównaniu z rokiem 2013 to i tak prawie 5% mniej. Czyżbyśmy byli coraz zdrowsi?
Nie, nic z tych rzeczy – to najpewniej efekt wzmożonych kontroli ze strony tak ZUS-u, jak pracodawców. Kontrole najczęściej dotyczyły przedłużających się nieobecności, bowiem nader często zwolnienie L4 jest nadal powszechną formą ucieczki przed perspektywą zwolnienia. Branże, w których absencja chorobowa jest ponadprzeciętna, to kolejno przemysł, sektor handlowy i administracja publiczna (pracownicy tych obszarów najczęściej korzystali z L4, często równie ponadprzeciętnie długich). Najrzadziej chorują pracujący w obszarze… służby zdrowia i usług biznesowych. Cóż, zapewne ci pierwsi bardziej dbają o zdrowie i leczą się szybciej i sami, bo wiedzą jak, ci drudzy boją się, że po powrocie z L4 znajdą rzeczy w kartonowym pudełku. A tak na poważnie – prawdopodobnie wynika to z faktu, iż pracownicy branż, w których statystycznie najczęściej „się choruje”, pracują zwykle na umowach o pracę, zaś sama praca uważana jest za stabilną. Chorują, bo się nie boją… a podobno stres jest właśnie czynnikiem chorobotwórczym. Czyżby bezstresowa atmosfera sprzyjała zachorowaniom? Wychodzi, że tak. Gdzie chorowano najczęściej – na Śląsku (pewnie przez zanieczyszczone powietrze), w dalszej kolejności w woj. mazowieckim, wielkopolskim i łódzkim. Najrzadziej – w pomorskim (pewnie to zasługa zdrowego klimatu i dużych ilości jodu w powietrzu) oraz w podlaskim, świętokrzyskim, lubelskim i podkarpackim (to pewnie zasługo ponadprzeciętnego bezrobocia i dużej ilości chętnych na miejsce chorowitego pracownika).