Nie po raz pierwszy, acz chyba pierwszy raz tak szeroko, głośno i w tak wielu miejscach mówi się o przyszłości rynku pracy. Bardzo odważnie i ciekawie zarysowanej przyszłości. Otóż, eksperci rynku pracy (nie wszyscy, rzecz jasna) prognozują, że w przeciągu najbliższych 5 do 15 lat wszyscy, lub przynajmniej ogromna większość, pracujących Polaków stanie się… pracującymi przedsiębiorcami. Znikną etaty, umowy cywilnoprawne, wypłaty i pensje zastąpią faktury. Na rynku znajdzie się jakieś 15 milionów przedsiębiorców. Od stanowisk produkcyjnych, szeregowych, aż do top management – wszyscy, co do jednego, kończąc edukację i wchodząc na rynek pracy, powołają do życia własne firmy.
Brak etatów, „umów śmieciowych”, relacji przełożony-podwładny, pracownik-pracodawca, wyzysku, lobbingu, zdrowa konkurencja, wolność gospodarcza. Do tego ujednolicone składki i opodatkowanie, możliwości odliczania kosztów wszelakich od podatku, leasingi, kreatywna księgowość? Utopia? Chyba science-fiction, i to raczej twarde. Już widzę, jak konserwatorzy powierzchni płaskich, pracownicy biurowi, sekretarki i asystenci zakładają i prowadzą własne firmy. W dodatku przy tak oszałamiająco przyjaznych warunkach ich prowadzenia, jak w naszym kraju. Już widzę przedsiębiorców w ZUS-ie, Urzędzie Skarbowym i innych jednostkach administracji. Jak wszyscy, to wszyscy. Z Wiejską włącznie. To dopiero parodia godna Monty Pythona. A to wierzchołek góry lodowej – teraz kilka „twardych” faktów: owszem, taka forma pracy zmniejszyłaby nieco koszta pracodawcy. Za to dla pracownika-przedsiębiorcy, jeśli nie jest on najemnym przedsiębiorcą-menedżerem, prawnikiem lub innym specjalistą wysokiego szczebla, stałaby się albo nieopłacalna, albo zabójcza na przyszłość. Bo autorzy owej tezy zapomnieli chyba o składkach na ZUS (gdzie też będą siedzieć przedsiębiorcy), ubezpieczenie zdrowotne i szeregu innych danin, jakie przyszłoby im opłacać od faktur na kwotę średniej krajowej. Fajnie i tanio będzie przez pierwsze dwa lata. Do tego kwestia wypłaty zarobków – standardowe opóźnienie w terminie płatności faktur to dwa tygodnie do miesiąca. Przedsiębiorcy zatrudnieni w ZUS-ie, elektrowni i gazowni nie będą czekać. Inspekcja Pracy już nie pomoże – wszak to sprawy pomiędzy przedsiębiorcami. Sporo instytucji stanie się zbędnych, w innych zapanuje chaos. Do tego kwestie emerytur – ilu z 15 milionów przedsiębiorców nie będzie ograniczało kosztów i składek do minimum? A podatki – cóż, przedsiębiorcy-księgowi zadbają, by inni przedsiębiorcy „przepuścili” przez swe firmy, co się tylko da, z robotami kuchennymi i obrazami do przedpokoju włącznie. O przedsiębiorcach z Wiejskiej, sądów i prokuratur już nie wspomnę, bo to wizja gwarantująca nocne koszmary gorsze niż po maratonie horrorów. No i na koniec, last, but not least – co na to związki zawodowe???