Czy wystąpienia publiczne mają jeszcze sens?

Zarządzanie, Czytelnia

Dobre wystąpienie publiczne powinno uruchamiać emocje. Czasami jednak wywołuje nie takie, jakie byśmy chcieli. Na pierwszy rzut oka problem może się wydawać kuriozalny, bo przemawianie przed publicznością jest formą komunikacji starą jak świat i ciężko sobie wyobrazić sytuację, że z niego rezygnujemy. Niemniej notoryczne utyskiwanie, które słyszę na szkoleniach, jest głosem tych, którzy wystąpień nie cierpią i wątpią w ich sens. Dlaczego?

Teatr jednego aktora?

Zbyt wiele razy ludzie oglądali wystąpienia, które były pomyłką, zmarnowanym czasem, źródłem nieprzyjemnych emocji czy teatrem jednego aktora – mówcy, z pominięciem ich potrzeb i oczekiwań. Również sami mówcy, którzy wychodzili na scenę niemalże z misją zawojowania świata, schodzili z niej z poczuciem, że publiczność ich nie rozumie. Rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością powoduje więc, że wystąpienia na konferencji, przemówienia motywacyjne, podsumowania na spotkaniach zarządu, wewnętrzne zebrania czy szkolenia – wszystkie te sytuacje kojarzą się z nudą, zawodem, oporem, ignorancją, groteską (niepotrzebne skreślić). Dla mnie najciekawszy jest fakt, że na wspomnianych szkoleniach uczestnicy mówią o bezsensowności zebrań czy prezentacji z wynikami kwartalnymi, zamiast szukać pomysłów na to, by te spotkania miały sens i były wartościowe dla wszystkich zainteresowanych stron.

Dzieło mistrza chwali

Pytanie o sens występowania publicznego powinniśmy traktować raczej jako pytanie o to, co zrobić, by ograniczyć ilość negatywnych doznań związanych z przemawianiem do minimum. Rezygnacja z organizowania wystąpień czy uczestniczenia w nich byłaby wylewaniem dziecka z kąpielą. Nie tylko codzienność, ale i historia pokazują, że dobre, wartościowe przemówienia są w cenie, wobec tego warto się przemawiania uczyć. Co zatem jest kością niezgody między zwolennikami wystąpień a tymi, którzy są nimi zrażeni?

1. Publiczność ma poczucie, że prezenter marnuje jej czas

To poważna sytuacja. Wystąpienia z założenia mają dostarczyć publiczności czegoś wartościowego – wiedzy, rozwiązania problemów albo rozrywki. Poczucie zmarnowania czasu to sygnał tego, że potrzeby publiczności rozminęły się z tym, co daje im mówca. Przykłady możemy żywcem wyjmować z firmowej rzeczywistości, gdzie królują bezproduktywne zebrania. Prowadzący jest zwykle absolutnie przekonany o tym, że są one niezbędne, natomiast uczestnicy – delikatnie mówiąc – nie podzielają tego przekonania. Albo więc prowadzący nie ma niczego ważnego dla zebranych, albo nie potrafi im tego pokazać. W obu przypadkach to na nim spoczywa odpowiedzialność za to, by publiczność miała poczucie, że warto na zebraniu być. Tak jak nie lubiliśmy być zmuszani do czytania nudnych lektur szkolnych, do słuchania w towarzystwie żenujących zwierzeń czy do obiadków rodzinnych z teściową przy jednym stole, tak nie powinniśmy uzurpować sobie prawa do zanudzania ludzi na jakichkolwiek wystąpieniach i do marnowania ich czasu. Musimy więc dobrze dobierać treść przekazu do ich potrzeb, a jeśli takową treść mamy, to również przekazać ją w taki sposób, by publiczność była pewna, że da im to jakąś korzyść.
 
2. „One-man-show”


Mówca chce zabłysnąć na scenie, osiągnąć jakiś swój cel, ale pomija fakt, że to potrzeby publiczności powinny być jego priorytetem. Wielokrotnie widziałem w akcji mówców opowiadających o swojej pasji. Widziałem wtedy ludzi szczerze zaangażowanych w to, by przekonać publiczność, jak fascynujący jest wybrany kawałek ich życia. Czułem ich emocje i entuzjazm, jednak co się zmieniło w moim życiu po tych wystąpieniach? Z reguły nic. Opowiadanie o swoich pasjach jest rzeczą wspaniałą, ale pod warunkiem, że będzie w tym jakaś wartość dla słuchaczy, np. jakaś nauka, inspiracja, wniosek, pomysł. W innym przypadku publiczność jest świadkiem teatru jednego aktora, z poczuciem, że dostąpili „zaszczytu” napawania się pasją mówcy przez kilkanaście minut. Podobne odczucia mamy po nietrafionych wystąpieniach motywacyjnych czy też prezentacjach sprzedażowych. Mówca, który nie wstrzeli się w potrzeby i sytuację odbiorców, pokazuje swój – nierzadko rzemieślniczo wytrenowany, ale nie do końca naturalny – entuzjazm. Jednak wywołuje u ludzi co najwyżej myślenie typu: „wspaniale, że zmieniłeś swoje życie, ale jak to się ma do mojej sytuacji?” albo „no super, że masz świetny produkt, ale on jest świetny według ciebie, nie mnie”. Publiczność uwielbia poczucie, że mówca stoi i przemawia ze sceny dla nich, zaś podejrzenie, że ma on egoistyczne pobudki, skutecznie zabija zaufanie i chęć przyjęcia jego punktu widzenia.

3. Publiczność widzi wystąpienie w kiepskim wykonaniu

Przyczyna tego jest najczęściej jedna: brak dostatecznej ilości ćwiczeń. Przygotowanie jest najważniejszym etapem przedsięwzięcia pod nazwą „wystąpienie publiczne”. Kiedy ludzie słyszą ciekawy przekaz, ale któremu towarzyszy zbyt częste zaglądanie do notatek, brak spójności w przemówieniu, nieprecyzyjnie formułowane myśli, brak pewności siebie, to nabierają podejrzenia, że mówcy brakuje minimum profesjonalizmu i szacunku dla publiczności. Słuchacze mogą i współczuć osobie, która notorycznie potyka się o własne słowa i wygląda na zakłopotaną, ale nie przylepią mu za to etykietki „dobrego mówcy”. Prędzej zyska status o nazwie „kolejny taki sam jak pozostali”, gdyż brak przyzwoitego przygotowywania się do wystąpień jest niestety na porządku dziennym.

Większa świadomość odnośnie przemawiania oraz regularna praktyka pozwalają znacząco podnieść jakość wystąpień. Sztuki występowania nie uczono nas w szkole, więc jest to umiejętność owiana aurą niedostępności i potwornego stresu. A wcale taka nie musi być. Przemawianie jest naturalną formą komunikacji. Powiedziałbym wręcz, że jest prawie jak rozmowa, tylko że nasz przekaz wędruje do wielu osób naraz. Przemawianie nie musi być też stresujące, o czym przekonują się ci, którzy przygotowują wystąpienia pod potrzeby publiczności, bo odbierają od niej potem bardzo pozytywną informację zwrotną. Zadowoleni są wszyscy: mówcy, bo wiedzą, jak przekazać swoje idee i osiągać cele, oraz publiczność, która ma poczucie, że warto było posłuchać.

I w ten sposób dochodzimy do sytuacji, w której zamiast pytać: „po co są wystąpienia?” słyszymy pytanie: „kiedy następne?”.

Drukuj artykuł
Bartosz Liberski

przemawiajbezstresu.pl, Lublin

Coach, mówca i przedsiębiorca. Prowadzi szkolenia biznesowe dla największej firmy szkoleniowej w Polsce oraz realizuje własne projekty rozwojowe. Prowadzi portale Przemawiajbezstresu.pl, poświęcony tematyce wystąpień publicznych oraz Zyciebezodwlekania.pl, poruszający problem nawykowego odwlekania na później.

Newsletter

Wykorzystujemy pliki cookies.