Romans biur(k)owy

HR Komentarz

Gdy zaczyna się romans, wszyscy jesteśmy próżni i pełni optymizmu… Jonathan Carroll

Mówi się, że „Miłość jak s… …znaczy się, jak ruski czołg – wyjeżdża znienacka!”. Nie do końca – czasami, niczym przyczajony tygrys, ukryty smok, skrada się niepostrzeżenie, pełznie jak harcerz na podchodach. A kiedy już nas dopadnie - w miłości jak na wojnie – i taktyka, i schemat całkiem podobny. Zaczyna się od szpiega, który czyni rozeznanie terenu, przygotowuje pole, czasami – usuwa przeszkody, potem w pole rusza zagończyk – flirt, poprzedzający nadciągającą w pełnym galopie kawalerię uczuć. Ta objawia się niczym smużka kurzu na horyzoncie, z początku powoli, potem coraz szybciej rośnie w oczach, zmienia się w chmurę, w nawałnicę. Najpierw źdźbła traw delikatnie drżą, potem zaczyna wibrować ziemia, wreszcie – huk nadciągającej burzy narasta niby grzmot, ziemia się trzęsie, skrzydła łopoczą, w chmurze widać błyski, uszy świdruje huraganowy ryk… mamy romans! Czy skończy się zwycięstwem czy klęską? To zależy. A od wojny czy burzy, choć burza (uczuć) mu towarzyszy, jest jeszcze mniej przewidywalny – nie Ty wybierasz pole, czas i miejsce.

Praca pełna emocji

Dorosły człowiek w wieku „produkcyjnym” (i reprodukcyjnym) spędza w takiej czy innej pracy co najmniej 1/3 życia. Sporą część tego czasu – na kontaktach i relacjach z innymi ludźmi, zazwyczaj współpracownikami, przełożonymi, podwładnymi. Godziny spędzone w pracy, coraz częstsze i popularniejsze wspólne firmowe wyjazdy, spotkania, szkolenia, delegacje. To naprawdę wystarczająca ilość czasu, by nawiązać relacje – znajomość, przyjaźń, wrogość, gorącą nienawiść… i miłość. Do tego miejsce pracy wręcz buzuje od emocji, czasami skrajnych – a te lubią wzbudzać inne, równie skrajne emocje, nie tylko na gruncie zawodowym. No i kwestie wizerunku, przyciągania fizycznego – w pracy, było nie było, każdy stara się wyglądać co najmniej korzystnie i takie też robić wrażenie. Efekty takiej kumulacji czynników sprzyjających są łatwe do przewidzenia. Co czwarty z nas swoją drugą połówkę poznał w pracy. W niektórych branżach ten odsetek jest znacznie wyższy. Do romansów, kończących się mniej lub bardziej trwałym związkiem przyznaje się niemal co drugi z nas. Do flirtów w pracy – większość.

Zakazany owoc kusi od zawsze

Przekonali się o tym na własnej nagiej skórze biblijni protoplaści, przekonujemy się my. Piwo najsmaczniejsze jest na szkolnej wycieczce, szczególnie, jeśli wedle metryki daleko nam do pełnoletności. Najlepsza woda jest tam, gdzie stoi tabliczka „zakaz kąpieli”. Najrówniejszy asfalt, zapraszający do wgniecenia gazu w podłogę – zaraz za znakiem ograniczenia do 60. Najbardziej kuszące miejsce na romans – biuro. I, paradoksalnie – jedno z najłatwiejszych. Bo najczęściej odwiedzane. Częściej niż kluby, parki, kurorty czy jakiekolwiek inne miejsca, bywa, że częściej niż dom. A jeśli ten ostatni ma jeszcze tylko jednego dwunożnego lokatora – czemu nie?

Związek w pracy, pomiędzy współpracownikami, lub, o zgrozo – przełożonym i podwładnym, za taki właśnie zakazany owoc uchodzi niemal od zawsze. Postępująca rewolucja kulturowa niewiele w tej materii zmieniła – wielu nadal hołduje konserwatywnej zasadzie, iż „w pracy się pracuje”. Owszem, pracuje się, również w oparciu o relacje. A te, lubią czasami rozwinąć się wbrew zdrowemu rozsądkowi, instynkt lubi zakpić sobie z reguł, zasad i zwyczajów. Instynkt nie wie, co to nakazy i zakazy.

Bywa ciekawie

Negatywne nastawienie do pewnych zjawisk wynika najczęściej z obawy. Nie inaczej jest ze związkiem w biurze – większość ludzi boi się, jaki wpływ taki poryw uczuć w miejscu pracy na tym miejscu się odbije. Pogorszenie relacji pomiędzy współpracownikami, przenoszenie konfliktów i nieporozumień na grunt służbowy, spadek efektywności, często, zwłaszcza jeśli relacja dotyczy najmniej akceptowanego związku „firmowego” – pomiędzy osobami o różnej pozycji w hierarchii służbowej, dochodzi obawa przed faworyzowaniem partnerki czy partnera, albo – odwrotnie – przed represjami, jakie spotkają jego czy ją ze strony partnera po rozstaniu. Obawy mają też zwykle ci, których miłość w biurze dopadła – przed złośliwościami ze strony współpracowników, przed oskarżeniami, przed konsekwencjami służbowymi wreszcie.

Bywa różnie – czasami taka relacja rozwija się niepostrzeżenie, trwa w uśpieniu jak zakamuflowany dywersant, infiltruje i subtelnie, krok za kroczkiem działa, by w odpowiednim czasie uderzyć. Ot, współpracownik, z którym do tej pory utrzymywaliśmy wyłącznie relacje służbowe, czasem poprawne, a czasem koty darliśmy, że hej! (kto się czubi, ten się lubi, jak mówią starzy Polacy), zaczyna coraz częściej zaprzątać nasze myśli. Niby przypadkowe spotkania, odwiedziny, sprawy, które dawniej mogły czekać tygodniami, nagle nie cierpią zwłoki. Nagle okazuje się, że tylko ona lub on może pomóc rozwikłać problem, z którym do tej pory radziliśmy sobie w przerwie między kawą a sprawdzeniem poczty, firmowy komunikator przestaje służyć wyłącznie wymianie służbowej korespondencji, jakimś cudem wszystkie dead-line,y i asap-y kończymy równocześnie, by o tej samej porze znaleźć się w windzie i przy wyjściu… w końcu jedna lub druga strona traci cierpliwość i decyduje się, niczym mistrz zakonny, posłać dwa nagie miecze i zaprosić nas w pole – czyli na kawę. Nie tę z biurowego ekspresu. Poza firmowym barkiem. A potem już samo się toczy.

Bywa inaczej. Szybciej, dynamiczniej. Jedno z nich pojawia się w nowym miejscu. Natychmiast niemal zostaje dostrzeżone. Jedna, druga wymiana spojrzeń, rozmowa, niby przypadkowe muśnięcie, dotyk… i już. Wkrótce tak samo często będzie możne zobaczyć ich razem poza biurem, jak w biurze.

Jak zachować zimną krew, kiedy ta zaczyna buzować?

I wracamy do już wzmiankowanej kwestii – zaczyna się obawa, jak na nasz związek zareagują współpracownicy, przełożeni? Jak wpłynie on na naszą pracę, czy da się pogodzić sprawy służbowe, wymagające nie raz obiektywizmu i zachowania zimnej krwi. I co z powszechna opinia o „niestosowności” i „nieprofesjonalności” takich relacji? No i skoro spędzamy razem czas i w godzinach pracy, i po nich – to czy praca i kwestie zawodowe nie zdominują naszego życia do tego stopnia, że przy kolacji omówimy raport, zaś w łóżku zajmiemy się planowaniem firmowej strategii?

Bez obaw – strachy na Lachy, ot, co. Niby powszechnie nieakceptowane, a prawie 50% ludzi do takich relacji się przyznaje. Co czwarty taką nieprofesjonalną, niestosowną i niemile widzianą relację zakończył przed ołtarzem lub urzędnikiem stanu cywilnego. Oczywiście należy zachować niezbędne zasady bezpieczeństwa, a ogień uczuć niech dotlenia lekki choćby powiew zdrowego rozsądku. Można zjeść pozornie zakazany owoc, nie ścinajmy jednak od razu całego drzewa – zamiana romansu biurowego na biurkowy i konsumowanie związku w i na miejscu pracy to zdecydowanie decyzja równie rozsądna i bezpieczna, co zapalanie ognia w magazynie prochu. Prośba o natychmiastowe przenosiny do działu partnera, by nie utracić ani sekundy ze wspólnie spędzonego czasu jest tylko trochę mądrzejsza. Z naciskiem na „trochę”. Jeszcze gorzej, kiedy nasz stan i status zdecydowanie odbiega od wolnego – o walczących na dwa fronty i siedzących okrakiem na barykadzie nie mają najlepszego zdania znawcy strategii. I nie wróżą im najlepszych perspektyw. Walczący na dwa fronty zwykle trafiają w kleszcze i dwa ognie, bynajmniej nie ognie miłosne. Siedzących okrakiem na barykadzie obie strony ciągną zwykle każdy w swoją tak długo, aż rozerwą na pół. Romansować w pracy wolno. Ale tylko wolnym.

Plusy dodatnie plusy ujemne

Co do atmosfery i produktywności – jedna może pod wpływem żaru uczuć nie tylko się nie popsuć, ale wręcz poprawić, druga – zamiast spaść, wzrośnie. Po pierwsze, ludzie zakochani są nieporównanie pozytywniej nastawieni do świata, rzeczywistości i współobywateli. Do współpracowników też. Po drugie – starają się zaimponować partnerowi na wszelkie możliwe sposoby. A skoro to romans biurowy, to co zrobi lepsze wrażenie na drugiej połówce niż wykazanie się skutecznością w pracy? Wszak już od czasów prehistorycznych największe powodzenie miał najlepszy myśliwy, najlepszy gospodarz (albo gospodyni), jednym słowem – najefektywniejszy osobnik. Bo zapewniał byt i bezpieczeństwo. Po trzecie wreszcie – zawsze można liczyć na wsparcie i pomoc partnera. Co dwie głowy… A jeśli idzie o rozdzielenie spraw zawodowych od osobisto-wspólnych, to łatwiejsze, niż się wydaje. I nie znaczy to, że w domu czy przy kolacji temat pracy ma być tabu. Jak we wszystkim – należy zachować umiar. I równowagę.

Kwestie związków w pracy nie są co prawda uregulowane w kodeksach pracy, niedopuszczalne jest również narzucanie jakichkolwiek rozwiązań w tym obszarze przez wewnętrzne regulaminy czy księgi standardów. Wyjątkiem są tu urzędy i instytucje publiczne, gdzie zatrudnianie małżonków w tych samych działach lub pozostających w bezpośrednim stosunku zależności służbowej jest niedopuszczalne. Związki nieformalne niby nie są zakazane, niemniej – to, że coś nie jest prawnie niedopuszczalne, nie znaczy, że w razie czego obejdzie się bez konsekwencji. Ot, choćby wspomniana relacja pomiędzy przełożonym, a podwładnym – w takim przypadku podejrzenia o faworyzowanie partnera czy partnerki mamy gwarantowane, a pogorszenie atmosfery w miejscu pracy jest niemal pewne. W takim wypadku najlepiej rzeczywiście poprosić o przeniesienie. Taka decyzja powinna zostać odebrana pozytywnie – pokazuje nasz profesjonalizm i troskę nie tylko o własne sprawy, ale i o instytucję. Próba ukrycia związku na dłuższą metę jest tak samo łatwa, jak chodzenie bezszelestnie po warstwie suchych liści. W dodatku grozi popadnięciem w paranoję. A ludzie i tak widzą i wiedzą zawsze co najmniej dwa razy więcej, niż się nam wydaje.

Łapy przy sobie!

Inaczej wygląda sytuacja, jeśli ogień uczuć ogarnął wyłącznie jedną stronę, zaś druga nie jest zainteresowana – nachalne próby wzbudzenia takiego zainteresowania, nawet mimo braku wyraźnych sprzeciwów, grożą oskarżeniem o molestowanie. A w obecnych czasach łatwiej o nowy obiekt uczuć niż o nową pracę, zwłaszcza z etykietką podrywacza-troglodyty. Jeszcze gorzej, jeśli strzała Amora trafiła szefa, zaś chybiła podwładnego – szefie lub szefowo, wiesz, co znaczy „mobbing”? I gdzie może się skończyć? Zapewniam – nie w Veronie, nie w kawiarni, o łóżku nie wspomnę. W sądzie. Reasumując – do tanga trzeba dwojga, nie znaczy nie i łapy przy sobie.

Na sprawy bardziej prozaiczne również uważajmy – nawet jeśli firma i współpracownicy akceptują nasz związek, bywa, że życzliwie kibicują, nie naciągajmy struny zbyt mocno. Cierpliwość i życzliwość, wystawiana zbyt często na zbyt ciężkie próby musi się kiedyś skończyć. Nie jesteście w firmie sami. I nie jesteście w domu. Kiedy koledzy pracują nad projektem, nie dyskutujcie, co i gdzie zjecie dziś na kolację. Żadnego ostentacyjnego okazywania sobie gorących uczuć w pracy – masaż pleców zrobicie sobie w domu, nie przy biurku. Szczegóły waszego życia intymnego naprawdę powinny pozostać w alkowie – tym bardziej, że niektórzy z „kolegów” mogą być nimi ponadprzeciętnie zainteresowani. Zwłaszcza jeśli brakuje im własnych. Firmowy mail to nie wasza prywatna poczta zakochanych, a telefon to nie radio romans. Szef może nawet i rozumie, że amantes amentes, ale jeśli zbyt długo i zbyt często będziecie gruchać jak gołąbki, kiedy wokół pracują pszczółki, przegoni was z parapetu albo… sięgnie po wiatrówkę.

...

Podsumowując – nie taki romans biurowy straszny, jak go malują. Głównie zresztą Ci, co by chcieli, a się boją. Albo nie mogą. Albo nie mieli okazji. Jak jego „niebiurowy” odpowiednik – skończyć się może różnie. Dobrze albo źle. Przetrwa albo nie. Może zgasnąć jak świeczka, może eksplodować jak granat ręczny, rażąc wszystkich w zasięgu. Wymaga dojrzałości, odpowiedzialności i gotowości do pewnych konsekwencji. To nie zabawa. Jak prawie wszystko – jest dla ludzi. Tyle, że nie dla wszystkich.

Autor niniejszego artykułu jest szczęśliwie żonaty. Żonę poznał w pracy.

Drukuj artykuł
dla HRPolska.pl komentuje Paweł Cholewka

HRPolska.pl

Prawnik, menedżer, trener biznesu.
Doświadczenie zawodowe zdobywał w jednej z największych śląskich kancelarii prawniczych, obszarach obsługi prawnej i strategii spółek sektora finansowego i energetycznego oraz administracji publicznej.
Doradca prawny Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu. Felietonista Dziennika Zachodniego oraz gazety Nasze Miasto. Autor licznych publikacji z zakresu prawa, zarządzania, przedsiębiorczości i kompetencji społecznych.

Newsletter

Wykorzystujemy pliki cookies.