Król czy królowa? O damskim i męskim stylu zarządzania

HR, Czytelnia

„Kobieta jest jak torebka z herbatą – nie jesteś w stanie powiedzieć, jak jest mocna, póki nie wrzucisz jej do wrzątku” Nancy Reagan

Dziś, w dobie powszechnego równouprawnienia, systematycznie rośnie odsetek Pań zajmujących menedżerskie stanowiska. W tej chwili to ok. 25% w skali światowej. W Skandynawii czy krajach anglosaskich często powyżej 40%, w Japonii dla kontrastu – 7%. Kobiety na całym niemal świecie zmieniają powoli wprawdzie, acz konsekwentnie, swoją pozycję na rynku pracy.

Co na to Kodeks pracy?

Art. 33 Konstytucji RP stanowi, iż „kobieta i mężczyzna mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym…” . Kodeks pracy wyraźnie konkretyzuje zasady równego traktowania mężczyzn i kobiet w środowisku pracy, zakazuje dyskryminacji i określa zasady mające na celu wyrównywanie szans kobiet i mężczyzn. Udział kobiet w stanowiskach wiążących się z władzą i zarządzaniem plasuje Polskę na miejscu powyżej średniej – ok. 34-36% stanowisk zarządczych w gospodarce. Nieco mniej kobiet jest obsadzonych w polityce,ale tendencja rośnie.

Zalety i wady nie są przypisane do płci. Rys historyczny

„Mimo tak wielkiej naszej płci zalety, my rządzim światem, a nami kobiety” – pisał Ignacy Krasicki. Cóż, nie trzeba być wybitnym historykiem, kulturoznawcą czy psychologiem, by stwierdzić, że

po pierwsze – zalety i wady nie są przypisane do płci, a chełpienie się ich posiadaniem, jako dowód mając jedynie fakt posiadania… jabłka Adama, wąsów lub innych atrybutów męskości, przypomina stary dowcip o kozie i kapuście.
Z tym „rządzeniem światem” również bym nie przesadzał – fakt, w dziejach świata „męscy” władcy mają miażdżącą przewagę liczebną. Mało który jednak mógłby swymi osiągnięciami porównywać się z przedstawicielkami znacznie mniej licznego panteonu władczyń. Potężny odsetek owych „władców świata” , lub przynajmniej jego kawałka, historia pamięta jako miernoty. Zaś zdecydowanie mniej, wprawdzie liczne w tym gronie panie niemal co do jednej radziły sobie nadspodziewanie dobrze. Nie będę wskazywał palcem, ale średnio co drugi, najdalej co trzeci król czy przywódca nawet u swego najbliższego otoczenia autorytet miał, umówmy się – bardzo umiarkowany. Czasami wręcz głównym zmartwieniem jego noszącej koronę głowy było zastanawianie się, kiedy któryś ze zniecierpliwionych i postępowych dworaków wbije mu sztylet pod żebra lub doprawi jego trunek czymś zdecydowanie nie do strawienia. Kiedy zaś Katarzyna Wielka czy Elżbieta I, „Złota Królowa” wydawały polecenie „poskakiwać”, jedyną rozsądną odpowiedzią całego otoczenia było „jak wysoko” . A jeśli któryś ze staroświeckich i konserwatywnych panów miał jakieś obiekcje czy wątpliwości, która płeć jest tą bardziej predestynowaną do rządzenia lub która bardziej się do tego nadaje, ryzykował lekcję manier i posłuszeństwa. I gwarantuję, że tak świadkom takiej lekcji, jak samemu zainteresowanemu (o ile przeżył), wszelki szowinizm natychmiast ulatywał z głowy.

Stereotypy? Ujmą jest zajmować pozycję niższą od kobiety?

Mimo „wysiłków” kultury zachodniej (starożytna była nieco bardziej liberalna pod tym względem), która przez wieki usiłowała, nieraz bardzo drastycznymi metodami, sprowadzić kobiety do roli statusu „niższego mężczyznom”, summa summarum - nie wyszło. Prym wiodły w tej „walce o brak równouprawnienia” - niestety – organizacje religijne, niemal od zawsze zmaskulinizowane, w tym dwie największe. Tam status i pozycja mężczyzny jako nadrzędna przetrwała. Tylko raz (podobno), i w dodatku podstępem, kobieta objęła władanie nad Kościołem chrześcijańskim. Cóż, może to uraz z zamierzchłej przeszłości, taka zemsta za feralną sytuacje z jabłkiem. Nie sposób zaprzeczyć, że nawet nie sięgając w głąb historii, łatwo przekonać się o roli pokutującego wciąż stereotypu, że dla mężczyzny to ujma zajmować pozycję niższą od kobiety – ot, choćby słynne „kobieta mnie bije”. A gdyby bił Cię facet, bolałoby mniej? Ha, pewnie tak, jako że zraniona duma boli podobnież bardziej niż zraniona skóra. Którą, nota bene , i to akurat prawda naukowo dowiedziona – mamy od Pań grubszą. Tyle, że duma… to zazwyczaj kiepski doradca. I wcale nie dlatego, że jest żeńskiego rodzaju.

Ów stereotyp właśnie, licho tak naprawdę wie skąd się biorący, a tyczący naturalnej jak sztuczny miód roli kobiety i mężczyzny w świecie i społeczeństwie sprawia, że choć dowodów na co najmniej równą męskiej sprawności w zarządzaniu u Pań nie brakuje, zaś odsetek kobiet piastujących wysokie stanowiska stale rośnie. Wciąż w wielu oczach kobieta dzierżąca władzę, zwłaszcza, jeśli sprawuje ją również nad mężczyznami, w jakimkolwiek aspekcie, czy to w pracy, czy w całej rozciągłości, nie jest dobrze widziana. Zaś wielu panów taka sytuacja zwyczajnie „boli”, wywołując jednostkę chorobową znaną jako „d..ościsk” – kiedy to żal ściska miejsce, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę.

Właśnie takim stereotypem, wedle którego mężczyzna podległy kobiecie i wykonujący jej polecenia traci swą „męskość”, tłumaczyć można opór i związaną z nią niechęć do obsadzania kobiet w rolach zarządzających i kierujących. Bo tradycja, bo „męska” duma, bo to, bo tamto… Tak rozumiana „męskość” z tą prawdziwą, o ile w ogóle coś takiego jak „męskość” można zdefiniować, ma tyle wspólnego, co koń z koniakiem a rum z rumakiem. Dowodów na to, że mężczyzna będąc podwładnym kobiety nie doznaje mentalnej i społecznej kastracji wszak nie brakuje – znów sięgnijmy do historii. Wątpliwe bardzo, by taki sir Francis Drake czy Walter Raileigh czuli się wykastrowani i niemęscy dlatego, iż byli „podwładnymi” kobiety, wspomnianej już Elżbiety I. Problemy z „niestereotypową” rolą i postawą Elżbiety miał oponent obu panów, król hiszpański Filip. Ba, miał nawet zamiar udowodnić jej, gdzie wedle niego jest miejsce kobiety. Zamiary te rozwiały się wraz dymem jego Armady, którą „podwładni” królowej rozbili i spalili. Stereotyp nie rozwiał się. Mimo upływu czasu i zmian zachodzących w świecie, tak polityki, władzy, jak gospodarki i kultury, stereotyp, choć słabnący, wciąż się trzyma. Jest dobrze zakonserwowany.

Inne stereotypy, w równym stopniu co wspomniany spłaszczające rzeczywistość i zamykające wszystkie kobiety w jednym zbiorze, bez zorientowania na indywidualne cechy, mają się równie dobrze. A to, że kobiety nie powinny rządzić, bo łatwo ulegają emocjom i mają skłonności do histerii. A to, że nie maja poczucia solidarności i wciąż konfliktują się z innymi kobietami. A to, że brak im (wskutek niedoborów testosteronu) ducha rywalizacji i skłonności do ryzyka, przez co ich styl zarządzania jest skrajnie zachowawczy. Że nie mają analitycznego umysłu, nie potrafią planować z wyprzedzeniem. I, że generalnie „męski” i „kobiecy” styl zarządzania są skrajnie różne. A lepszy jest ten pierwszy.

Wedle stereotypu, „męski” styl zarządzania jest stylem „twardym” - dyrektywnym, opartym na sztywnej hierarchii służbowej, racjonalnej analizie, doświadczeniu i wiedzy, zorientowanym na zadaniowości i ukierunkowanym na efekt. „Męski” szef nie przywiązuje przesadnie dużej wagi do komunikacji, drugorzędne znaczenie maja relacje. Liczy się efekt – nie „jak” , a „czy”. Nieobce są mu elementy rywalizacji, agresji, współzawodnictwa. Współpraca ma mniejsze znaczenie. W zakresie motywacji chętniej sięga po kij niż marchewkę. Decyzje podejmuje szybko, nie stroniąc od ryzyka, równie chętnie przyjmuje, co obciąża odpowiedzialnością. Ale sukcesy nagradza. Częściej indywidualnie niż zespołowo, choć nie zawaha się przed zastosowaniem odpowiedzialności zbiorowej w razie niepowodzenia. Źle znosi porażki, nie toleruje konkurencji i prób podważania autorytetu.

Dla odmiany, za „kobiecy” styl zarządzania uważany jest styl oparty na relacjach i poprawnej komunikacji, współpracy zespołowej i współuczestnictwie, a mniej na współzawodnictwie. Pani szef jest zdecydowanie bardziej empatyczna, wrażliwa. Ceni komunikatywność, dba o relacje, interesuje się osobistymi sprawami podwładnych. Wykazuje większą wyrozumiałość, nie oczekuje ekstremalnych poświęceń. Chętniej motywuje i nagradza, niż kara. W przeciwieństwie do stylu „męskiego” pozostawia większą swobodę, nie ma potrzeby pełnej i stałej kontroli. Lepiej znosi porażki. Szacuje ryzyko, nie wykazuje brawury, bywa zachowawczy. Potrafi zaakceptować krytykę. Istnieje ryzyko zbytniego ulegania silnym emocjom i w konsekwencji podjęcia błędnej decyzji. I jedna z największych „zbrodni” kobiecych menedżerów – brak solidarności płciowej.

Styl zarządzania nie zależy od płci

Pod wieloma względami kobiety i mężczyźni się różnią, zgoda. Ale nie pod tym. Wszelkie próby wyróżnienia i scharakteryzowania „męskiego” i „kobiecego” stylu zarządzania przegrały z badaniami, dowodami i rzeczywistością. Bo styl zarządzania nie zależy od płci. Zależy… od stylu, w jakim sprawuje władzę dana osoba, od cech i predyspozycji indywidualnych, które wielbiciele stereotypów, jednoznaczności, ewidentności, czarnego i białego zdają się usilnie marginalizować. I uparcie będą twierdzić, że zarządzanie w stylu interaktywnym, partnerskim i demokratycznym, empatycznym i intuicyjnym to styl „kobiecy”. Zaś zarządzanie autokratyczne, zadaniowe i oparte na analizie i planowaniu, wspieranym „twardą ręką” to styl „męski”. Idąc tym tokiem myślenia, szef traktujący swoich podwładnych po partnersku, obdarzony empatią i dbający o relacje powinien zmienić garnitur i krawat na szpilki i garsonkę, zaś twarda, autorytarna i wymagająca szefowa winna zapuścić wąsy? Starożytni królowie i wodzowie nosili spódniczki. Królowe też.

Kobieta zarządza

Owszem, często zdarza się, że sama obecność kobiety w zespole, szczególnie jeśli temu zespołowi przewodzi, redukuje liczbę konfliktów, sprzyja współpracy i wręcz budzi w podwładnych „team spirit” – nie bez kozery ponad połowa specyficznych, bo tzw. rodzinnych firm w Polsce jest zarządzanych przez kobiety. I to zarządzanych zadziwiająco sprawnie? Tu akurat jako wyjaśnienie przychodzi właśnie utrwalony stereotyp i „tradycyjna” rola kobiety jako strażniczki i zarządcy domowego ogniska – kto dbał o dom, jakikolwiek by on nie był, czy to w jaskini, czy królewskim pałacu, kiedy panowie wypełniali swe tradycyjne, stereotypowe role poza nim? I musiał dbać naprawdę dobrze i sprawnie, aby owoce wypełniania przez panów tej roli efektywnie zagospodarować. I niech ktoś spróbuje mi powiedzieć, że kobiety nie potrafią planować, zarządzać i analizować. Cóż, czasem jak widać i stereotypy można dobrze wykorzystać. I czegoś się na nich nauczyć.

...

Próba jednoznacznego zdefiniowania, kto jest lepszym szefem – kobieta czy mężczyzna, czyj i jaki styl zarządzania – „kobiecy” czy „męski” jest lepszy, przypomina próby odpowiedzi na pytanie, co jest zdrowsze – jabłko czy gruszka, co jest skuteczniejsze – młotek czy siekiera, co jest lepsze – ogień czy woda, jaka strategia jest skuteczniejsza – ofensywna czy defensywna. Wszystko zależy: od sytuacji, od indywidualnych preferencji, od specyfiki środowiska i warunków. Który styl jest lepszy? Kto jest lepszym menedżerem? Ten, kto jest skuteczniejszy. Nieważne, czy nosi spodnie, czy spódnicę. Styl „męski” i „damski” da się określić w modzie. W zarządzaniu – nie.

Drukuj artykuł
Paweł Cholewka

Ekspert HRPolska.pl ds. prawa pracy   

Doświadczenie zawodowe zdobywał w jednej z największych śląskich kancelarii prawniczych, obszarach obsługi prawnej i strategii spółek sektora finansowego i energetycznego oraz administracji publicznej, tak na stanowiskach specjalistycznych, jak i menedżerskich.
Doradca prawny Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu. Autor licznych publikacji z zakresu prawa, zarządzania, przedsiębiorczości i kompetencji społecznych. Trener i wykładowca. Felietonista portalu HRPolska.pl, Dziennika Zachodniego oraz gazety Nasze Miasto.
Absolwent studiów prawniczych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, studiów MBA w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, studiów podyplomowych Akademia Trenerów Biznesu oraz studiów podyplomowych Coaching – Akademia Coacha w Wyższej Szkole Bankowej w Chorzowie.

Newsletter

Wykorzystujemy pliki cookies.